środa, 6 maja 2015

Rozdział X

     Witam wszystkich i przepraszam za tak długą przerwę, ale tyle się dzieje, że ledwo mam czas na cokolwiek :)
     Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania ~ Lisa 
***
     Leżała na purpurowej pościeli patrząc w sufit. Nie miała ochoty nawet na czytanie książek, bądź odrabianie prac domowych. Jej myśli ciągle krążyły wokół balu, do którego zostało już raptem dwie godziny. Zza drzwi dobiegały ją podniecone głosy Gryfonek, które były już niemal gotowe, jak i przerażenie okrzyki rozpaczy z powodu jakiegoś problemu związanego z ubiorem, bądź fryzurą, czy makijażem. Żałosne. Westchnęła.
     Major leżał jej na brzuchu mrucząc dość głośno ukazując zadowolenie z głaskania przez swoją panią. Nagle zerwał się i zeskoczył z łóżka. Dziewczyna podniosła się zaskoczona nagłą zmianą zwierzaka i usiadła po turecku patrząc jak kocur bawi się małą piłeczką. Jednak kociak dość szybko stracił zainteresowanie martwym przedmiotem. Wlazł znów na łóżko i usiadł naprzeciwko Hermiony wlepiając w nią swoje srebrzyste ślepia. Zamiauczał.
-Chcesz coś?-Spytała i wyciągnęła rękę chcąc go pogłaskać, ale Major znowu zeskoczył z łóżka miaucząc głośno.
     Krążył wokół otwartej szafy, aż w końcu do niej wlazł. Dalej miałczał przeraźliwie. Hermiona chcąc nie chcąc wstała i podeszła do wielkiej szafy. O co chodziło temu kotu? Otworzyła drzwi szerzej i ujrzała kota siedzącego na pudełku. Wpatrywał się w nią intensywnie, jakby chciał jej coś powiedzieć. Zszedł powoli z pudełka i zaczął się łasić. Dziewczyna wyciągnęła pudełko i położyła je na łóżku. Podniosła wieko. Czerwona sukienka lśniła w promieniach zachodzącego słońca. Dotknęła jej. Była miękka…
     W jej oczach wezbrały łzy. Pamiętała, jak jej matka mówiła, że na ten bal znalazła dla niej idealną sukienkę. Tuż przed jej wyjazdem do Hogwartu. Chciała, aby córka wyglądała olśniewająco. Była z niej taka dumna…
     Myśli o matce sprawiły, że po jej policzkach raz po raz spływały kolejne słone łzy. Tak bardzo chciałaby móc się do niej przytulić… ten jeden ostatni raz. Powiedzieć, jak bardzo ją kocha i że nie chce mieć innych rodziców. Z chęcią zapomni o tych biologicznych.
     Chwila słabości… morze wylanych łez ilekroć nikt nie patrzy. Wielka dziura w sercu, którą nic nie było w stanie wypełnić. Czy można dalej funkcjonować po stracie rodziców? Oczywiście. Czy to jest łatwe? Nie ma dróg na skróty. Nic nie jest łatwe. O czym mażą rodzice? Aby ich dzieci były szczęśliwe… nawet po ich śmierci.
     Major wyczuwając załamanie swojej pani wlazł jej na kolana i położył się. W jego kocim umyśle właśnie w ten sposób uważał, że może ją pocieszyć. Hermiona zaczęła go głaskać próbując się uspokoić. Co by chciała jej matka? Tego, aby pojawiła się na balu, uśmiechnięta… po prostu szczęśliwa.
     Zerwała się nagle z miejsca. Przecież nie może jej zawieść. Spojrzała na zegar. Miała półtora godziny do rozpoczęcia balu. Czy zdąży się przygotować? Oczywiście. W końcu nazywa się Hermiona Granger. Wychodziła cało z o wiele gorszych opresji. Uśmiechnęła się mimo łez. Miała przed sobą dużo roboty, a tak mało czasu…
***
     Draco stał oparty niedbale o ścianę. Miał na sobie gustowną czarną szatę, która mocno kontrastowała z jego jasną karnacją i włosami. Wpatrywał się w wejście do Wielkiej Sali. Niemal wszyscy uczniowie już byli, a Granger się spóźniała. Spokojna muzyka rozchodziła się po korytarzu, a przyciemnione światło stwarzało tajemniczą atmosferę. 
     Mijające go dziewczyny w różnorodnych maskach zalotnie się do niego uśmiechały i trzepotały nienaturalnymi długimi rzęsami. Reagował na to obojętnie. Przywdział kamienny wyraz twarzy znudzonego młodego boga. Nawet nie zwrócił uwagi na Blaisa, który stanął obok niego. Ślizgon również miał czarne szaty, ale miał białą koszulę, co mocno kontrastowała z resztą jego wizerunku.
-Co tam Smoku?-Zagadnął wesoło.- Wyglądasz jakbyś chciał wszystkich zamordować. Czyżby Granger cię wystawiła?
-Odwal się-odparł Draco. Jego przyjaciel wypowiedział na głos jego największą obawę. Co jeśli go wystawiła? –A gdzie twoja partnerka? W ogóle kogoś zaprosiłeś?- Chciał zmienić temat.
-Oczywiście-obruszył się.- Nie zgadniesz, kogo.
-Pewnie jakąś długonogą blondynkę. –Odparł beznamiętnie. Niemal bezinteresownie.
-A skąd-zaprzeczył. – Znalazłem prawdziwą lisice Draco.
     Uśmiech zagościł na jego twarzy. Spojrzał na szczyt schodów, na których pojawiła się dziewczyna w zielonej sukience. Zlustrował ją wzrokiem. Rude, długie włosy miała idealnie wyprostowane. Opadały jej na ramiona. Zielona sukienka na ramiączkach była długa do samej ziemi. Delikatnie opinała talię dziewczyny podkreślając jej atuty. Ciemnozielona maska mieniła się delikatnie złotawym blaskiem.
     Ginny na widok czarnoskórego chłopaka uśmiechnęła się delikatnie, nieśmiało. Tak jakby nie była tą wyrachowaną siostrą Weasley’ów. Ukazała się w pełnej krasie swej kobiecości. Z podniesioną głową zeszła ze schodów i przyjęła ramię Blaisa.
-Do zobaczenia na balu Smoku - zwrócił się do przyjaciela nawet na niego nie patrzeć. Za bardzo oczarowany był widokiem swojej towarzyszki.
     Draco prychnął tylko ze złością. Jak facet może być tak podatnym na wdzięki kobiet? Przecież to niedorzeczne. Mężczyźni z natury są silni, dominujący, albo raczej powinni być… on taki jest. Nie ulega kobietom, jedynie sprawia żeby one tak myślały. Wtedy dostawał to, czego chciał.
     Muzyka z Sali stała się szybsza. Młody mężczyzna widział, jak pary tańczą ze sobą świetnie się bawiąc. Tylko on jeden stał samotnie pod ścianą. Wkurzony, zirytowany i dziwnie obojętny jednocześnie. Dlaczego on tu właściwie dalej stoi? Równie dobrze może pójść sam na ten śmieszny bal. Poderwać jakąś pannę i spędzić dość miło noc. Zagłuszyć rozgoryczenie.
     Oderwał się od ściany z twarzą amanta gotowego na nocne łowy. Już chciał ruszyć do sali, gdy jego uszu dobiegł cichy dźwięk stukania. Spojrzał w stronę szczytu schodów. Na środku stała Hermiona. Poznał ją od razu. Włosy miała upięte w elegancki kok przyozdobiony niewielkim złotym piórem, które pasowało do jej szkarłatnej maski mieniącej się delikatną złocistą poświatą. Patrzyła na niego. Usta miała lekko rozchylone. Malfoy powiódł wzrokiem po jej sukni. Była tego samego koloru, co maska. Nie miała ramiączek. Ramiona dziewczyny były nagie. Gorsetowa góra sukni opinała biust i talię dziewczyny uwydatniając jej kształty. Drapowany dół delikatnie rozszerzał się ku ziemi. Wyglądała olśniewająco.
     Malfoy stał oniemiały. Jednak dość szybko się opanował i gdy Gryfonka z gracją zeszła na dół miał już na twarzy wymalowaną arogancję, którą nie zdołała ukryć kruczoczarna maska. Widział, jak na jej twarzy gości delikatny uśmiech. Policzki wyglądały słodko muśnięte bladym różem. Duże oczy zalotnie spoglądały na blondyna.
-Co tak długo Granger? Czyżbyś zbłądziła po drodze?-Cynizm jak zwykle brzmiał w jego głosie. Tym razem nim maskował wielką ulgę po przyjściu Gryfonki.
     Hermiona zrównała się z nim. Mimo butów na wysokim obcasie on nadal był od niej wyższy. Podniosła głowę delikatnie do góry, aby spojrzeć Ślizgonowi w oczy. Nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się lekko i skierowała w stronę Wielkiej Sali. Malfoy przewrócił tylko oczami i podszedł do niej szybko. Zatrzymał ją.
-Co znowu?-Zmarszczyła brwi.
-Idziemy razem. Pamiętasz?- Jego uśmiech sprawiał, że zwykle dziewczynom miękły kolana. A Hermionie? Ona niczym niewzruszona złapała go pod ramię i razem weszli do środka.
     Szła z nim pod ramię nie mogąc uwierzyć w to, co zrobiła. Po części nie chciała dać Ślizgonowi tej satysfakcje, że zbierze za nią wszystkie laury za wysiłek włożony w organizację i przygotowanie balu. Wspomnienie matki tylko to przypieczętowało. W końcu to dzięki niej wszystko zostało zapięte na ostatni guzik. Nie pozwoli, aby jakaś tleniona fretka sprawiła, że nie będzie się dobrze bawić, więc… czemu koniec końców podała mu rękę? Obiecała sobie, że z nim nie pójdzie, a gdy go ujrzała wszystkie obietnice poszły w zapomnienie. Ta nonszalancka poza, czarna szata, maska i zmierzwione włosy nadawały mu charakter uwodziciela. Kusił samym wyglądem. A te jego stalowoszare oczy, gdy na nią spojrzał… myślała, że z wrażenia spadnie ze schodów. Wredny człowiek. Za taki wygląd powinni wsadzać do Azkabanu-pomyślała Hermiona z przekąsem. Mimo wszystko ucieszyła się, że go zobaczyła. Czekał tam tylko na nią, a miał do wyboru wszystkie panny ze szkoły, a on wybrał właśnie ją.
     Jedno pytanie nie dawało jej spokoju. Dlaczego Malfoy na nią czekał? Może szykował coś, dzięki czemu będzie mógł jej znowu dokuczać? Byłby do tego zdolny. W końcu jest Ślizgonem.
     Draco czekał, ponieważ miał nadzieję, że spędzi wspaniale noc z Gryfonką. I to wielką. Nie przyznawał się do tego nawet przed samym sobą, ale łakną jej towarzystwa niczym człowiek spragniony wody na pustyni. Nie chciał spędzać chwili bez niej, a odganianie się o tych wszystkich zapatrzonych w niego dziewczyn strasznie go irytowało. Harry Potter nie miał z tym problemu. O dziwo Bliznowaty cieszył się z takiego powodzenia, a Ślizgon złudnie wierzył, że będzie inaczej. Nie życzył mu źle, przecież nie był złośliwy, ale czasem sława mogłaby mu się wdawać we znaki. Uśmiech rozjaśnił mu twarz.
     Zastanowił się. Co ta dumna Gryfonka, która podążała z nim mu zrobiła? Przez tyle lat obrażali się wzajemnie przy każdej nadarzającej się okazji, a teraz słowo „szlama” nie przechodzi mu przez gardło. Może to, dlatego, że ona nie jest szlamą?-Szepnął wredny głosik w jego głowie, który zaraz uciszył.
     A teraz? Szli razem jakby przeszłość nie miała racji bytu. Uśmiechnął się do niej, a ona odpowiedziała tym samym. Przeszli przez próg Wielkiej Sali, która była przepięknie udekorowana na wzór sali balowej samego króla. Kolorowe światła prześlizgiwały się po zgromadzonych nadając atmosferze tajemniczości. Gdy czarodzieje ich zobaczyli nie mogli uwierzyć własnym oczom. Ślizgon i Gryfonka razem? Niepojęte.
     Oboje wyglądali po prostu olśniewająco i zdawali się nie do końca pasować do otoczenia. Jakby urwali się z innej bajki.
     Draco pociągnął Hermionę na środek i położył dłoń na jej tali, a ona swoją na jego ramieniu. Złączeni w delikatnym uścisku zaczęli tańczyć. Z początku powoli badając swoje umiejętności. Melodia zmieniła się na szybszą. Oboje zaczęli wirować z niebywałą gracją wprawiając wszystkich w oniemienie. Inne pary również tańczyły. Jednak niebywałemu połączeniu nie było dane długo trwa ć razem. Co chwilę ktoś wołał „odbijamy” i zmieniali partnerów szybciej niż rejestrował to ich umysł. W pewnym momencie Hermiona poczuła, że znowu ktoś ciągnie ja ku sobie i zaczyna z gracją dzikiego kota wirować na parkiecie. Z przerażeniem odkryła, że to nie, kto inny, a sam Lucjusz Malfoy.
-W tej sukni wyglądasz przepięknie-szepnął jej na ucho, aż przeszły jej ciarki. Nie spodziewała się takiego komplementu. Nie z jego ust. Milczała.
      Bała się spojrzeć w tę jego wyniosłą twarz, ponieważ na jego ustach gościł uśmiech amanta. Był bardzo przystojny-stwierdziła mimo wszystko, gdy mimowolnie spojrzała na niego. W jego szarych oczach kryło się oczarowanie jej osobą i pewność siebie. Niemal lubieżnie błądził wzrokiem po jej twarzy i dekolcie. W ogóle nie zwracał uwagi na skrępowanie dziewczyny. Odpowiadało mu to, ponieważ znaczyło, że powoli, choć nieubłaganie wpadała w jego pułapkę i nic nie mogła na to poradzić. Nikt nie opiera się urokowi osobistemu rodu Malfoy’ów.
      Nie wiedziała gdzie ma podziać oczy. Zza ramienia mężczyzny ujrzała Ślizgona, który patrzył się na nich pozornie niewzruszony. Jednak tylko pozornie. Wewnątrz niego kłębiło się wiele emocji, że aż dziwił się, iż jeszcze nie wybuchł. Miał ochotę rzucić się na ojca i porwać Gryfonkę w swoje ramiona. Ona była JEGO Gryfonką. Srodze żałował, że pozwolił jej zatańczyć z Potterem. Stracił, bowiem panowanie nad sytuacją. Co chwilę ktoś inny prosił ją do tańca, a wokół niego tłum dziewcząt nie pozwalał się mu zbliżyć do niej. Jego ojciec nieźle wszystko zaplanował. Teraz mógł z nią do woli tańczyć, bo nikt nie śmiał do nich podejść.
     Jego chłodne spojrzenie spotkało się z jej przerażonym. Zerknął na ojca. Jej ruchy ze skrępowania stawały się coraz bardziej sztywne. Widział to. Widział wszystko.
     Dziewczyna wyswobodziła się z objęć seniora i z dumnie uniesioną głową wyszła z Wielkiej Sali odrzucając po drodze zaproszenia kolegów do tańca. Draco momentalnie zostawił swoją obecną partnerkę i ruszył w ślad za nią.
     Hermiona po wyjściu oparła się o chłodną ścianę i przymknęła oczy. Jak on śmiał z nią tańczyć?! Była oburzona. Robił różne aluzje, które nie były godne arystokraty. Zaczęła podejrzewać, że pewnie podrywa tak każdą naiwną dziewczynę i że nie raz zdradził swą żonę. Bezczelny dupek-pomyślała.
     -Jak mogłaś?!-Piskliwy głos wkradł się do jej świadomości. Spojrzała na stojącą przed nią dziewczynę w krótkiej czarnej sukience.-To przez ciebie on mnie zostawił!-Głos dziewczyny ociekał jadem.-Gadaj, jak zmusiłaś go do tego? Przecież to niemożliwe, aby Draco-imię Ślizgona wypowiedziała z nabożną czcią, -spojrzał na taką szlamę, jak ty. Chyba, że… przespałaś się z nim!
     Zatkało ją. Pansy Parkinson robiła jej awanturę, przy okazji obrażając ją, że Malfoy jej nie chce. Żałosne. Czy oni w ogóle byli razem?-Przemknęło jej przez myśli. Chyba tak, jednak jakoś się z tym nie odnosili. Jakby byli ze sobą tylko i wyłącznie z samego bycia z kimś.
     I niby ona przespała się ze Ślizgonem? Bardzo śmieszne. Nie jest aż tak głupia, aby sypiać, z kim popadnie, a zwłaszcza z pyszałkowatą tlenioną fretką.
     Czerwone od płaczu oczy dziewczyny okolone były ciemnymi kręgami od rozmytego makijażu. Sprawiały, że jej twarz jeszcze bardziej przypominała mopsa. Z niebywałym spokojem i opanowaniem słuchała tego, co mówiła i nie przerywała jej, bo i po co? Jej to było obojętne, a nie chciała się kłócić z osobą, która nie potrafiłaby odróżnić druzgotka od hipogryfa.
      Po dość długiej chwili podeszła do nich blondwłosa dziewczyna i objęła swą przyjaciółkę szyderczo patrząc na Gryfonkę. Astoria nic nie powiedziała tylko pociągnęła Ślizgonkę w kierunku lochów. Hermiona westchnęła. Ten bal już chyba jej nie zaskoczy.
- To było… żałosne – Harry podszedł do niej. – Nie sądziłem, że można być aż tak… męczącym? –Uśmiechnął się.
- Widocznie można- odparła. – Jak ci się podoba bal? Myślałam, żeby dodać jeszcze jakieś ozdoby. Taki wiesz iście królewski wystrój, ale byłoby chyba za dużo przepychu. Jak uważasz?
     Harry nawet nie starł się zrozumieć, o co chodziło przyjaciółce, więc tylko jej przytaknął, po czym porwał ją na parkiet.
      Świetnie się razem bawili. Jednak w końcu, po wielu próbach właściwemu partnerowi Gryfonce udało się do niej dotrzeć. Dość bezceremonialnie powiedział „odbijamy” i już była w jego ramionach.
-Zawsze musisz być taki bezczelny?-Sarknęła cierpko.
-Wybacz słońce taki się urodziłem. – Zakręcił ją.- Możesz się już uspokoić. Nie mam zamiaru cię już komukolwiek oddawać.
-A, jeśli ja nie będę chciała być blisko ciebie?- Szepnęła. Muzyka zwolniła. Na parkiecie zostało wiele par przytulonych do siebie. Hermiona trzymała Malfoy’a na dystans.
-Obawiam się, że tym razem nie masz nic do gadania-odparł pewny siebie. – Zgodziłaś się przyjść ze mną na bal. – Niemal siłą ją przyciągnął do siebie. Stykali się teraz ciałami rytmicznie poruszając się w takt wolnej piosenki. Chcąc, nie chcąc Gryfonka oparła swoją głowę o ramię Ślizgona, a on swoją o jej.
-Nienawidzę cię- wyszeptała z delikatnym uśmiechem, którego nie mógł zobaczyć, ale mógł wyczuć w jej głosie.
-Tak wiem-odparł uśmiechając się.
      Oboje nie zdawali sobie sprawy, że duża część dziewcząt bacznie ich obserwowała i zazdrościła Hermionie. Każda chciała być na jej miejscu. Każda chciała być zauważona. Niestety nie miały szczęścia. Tak samo jak i chłopcy. Oni również zazdrościli. Zazdrościli Malfoy’owi partnerki.
     Ronowi najbardziej to przeszkadzało. W głębi siebie nie mógł się pogodzi z faktem, że jego przyjaciółka i niegdysiejsza dziewczyna ma kontakt z byłym Śmierciożercą. To on w swojej wyobrazi zabiera ją na bal. To n ułożony miał plan ich dalszego wspólnego życia. Miał już wszystko przygotowane. Brakowało mu tylko jednego – Hermiony Granger.
     Harry siedział przy jednym ze stolików ustawionych pod ścianą razem z trzema uczennicami, które opowiadały mu osobie, chcąc przykuć jego uwagę. Słuchał, ale pobieżnie. Wewnątrz siebie toczył walkę. Wiedział, że nie ma szans u Hermiony. Był jej przyjacielem. TYLKO przyjacielem. Może to i dobrze? Może gdyby byli razem to skończyłoby się to w najlepszym razie tak jak jej związek z Ronem? Postanowił sobie, że jej nie zostawi. Będzie przy niej czuwał tak jak na najlepszego przyjaciela przystało. Chrząknął.
-To, która z pań zaszczyci mnie tańcem?
***
     Zbliżała się północ. Czas, aby każdy zdjął maskę. Wraz z wybiciem dwunastej każda maska zmieniała się w kolorowy dymek. Ot taki przerywnik w tańcu. Następnie dyrektor wzniósł puchar i złożył toast. Wszyscy słuchali go w ciszy. Nikt się nie odezwał. Gdy ostatnie słowa Dumbledore'a jeszcze nie dotarły do uszu najdalej się znajdujących ponownie rozbrzmiała muzyka.
     Wszystko układało się jak należy. Każdy był zadowolony. Nawet Hermiona, którą na krok nie odstępował przystojny blondyn. Bawili się do samego rana. Jako ostatni wyszli z Wielkiej Sali.
      Draco, jak na dżentelmena przystało odprowadził swoją partnerkę. Było pusto, gdy razem stanęli przed portretem Grubej Damy. Dziewczyna puściła ramię chłopaka i podziękowała za udany bal.
-Polecam się na przyszłość – odparł.
     Oboje byli zmęczenie. Teraz ich marzeniem było znaleźć się w swoich łóżkach. No może Draco miał je urozmaicone w postaci pewnej Gryfonki, ale t to taki mały szczegół.
-To dobranoc? – Hermiona ziewnęła.
-Dobranoc – wyszeptał i musnął ustami jej policzek.
     Zaczerwieniła się, ale on tego nie zauważył. Z gracją dzikiego kota odwrócił się i niemal zbiegł ze schodów znikając w kilka sekund za rogiem.
-Idiota – mruknęła i zniknęła za obrazem.
*****

CZYTASZ = KOMENTUJESZ - TO BARDZO WAŻNE :)

Ważne!!!

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Dla Ciebie to raptem kilka chwil - dla mnie mnóstwo motywacji :)