czwartek, 10 września 2015

Rozdział XI

     Witam wszystkich, po tak długiej przerwie :D Mam nadzieję, że tęskniliście. Od teraz kolejne rozdziały powinny się pojawiać częściej, ponieważ będę w domu, a nie wszędzie indziej :D Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania ~ Lisa
*** 
     Hermionę obudziło głośne miauczenie Majora. Podniosła głowę znad satynowej kołdry i wypatrzyła po krótkiej chwili zwierzaka siedzącego obok swojej pustej miseczki. Westchnęła. Przeklęty kocur. Wymacała pod poduszką różdżkę i machnęła nią, a miska kociaka wypełniła się jedzeniem.
     Przetarła dłonią twarz i spojrzała na zegar. Siódma trzydzieści… pięknie. Spała raptem dwie godziny. Nakryła głowę poduszką i próbowała znów zasnąć. Jednak nie było jej to dane, ponieważ przez otwarte okno wleciała mała sówka i narobiła sporego hałasu obwieszczając swe przybycie. Czarodziejka chcąc nie chcąc musiała wstać i podejść do ptaka. Wyciągnęła kopertę, a szara sówka wyleciała ze świstem.
     Ubrała na siebie szlafrok i usiadła na łóżku. Przyjrzała się kopercie. Nie było adresata. Otworzyła ją. W środku znajdowała się pojedyncza karteczka.
„Kawa?
D.M.”
     Nie dowierzała własnym oczom. Rzuciła kartkę na stolik i wlazła pod kołdrę. Nie miała zamiaru nigdzie wychodzić. Już powoli odpływała w objęcia Morfeusza, gdy znowu do jej dormitorium wleciała sowa. Tym razem śnieżnobiała. Zostawiła kopertę obok niej na poduszce i wyleciała. Dziewczyna z westchnieniem otworzyła kolejny list.
„No nie daj się prosić.
D.”
     Miała mu ochotę napisać „Odczep się”. Delikatnie oczywiście pisząc. W myślach miała już gotową wiązankę wszelkich niecenzuralnych słów pod adresem tlenionej fretki. Powiał chłodniejszy wiatr, który wpadł do jej dormitorium. Teraz to już w ogóle nie chciała opuszczać łóżka. Wygrzebała różdżkę i machnęła nią w kierunku okna, które zamknęło się cicho. Schowała głowę pod kołdrę i w mgnieniu oka odpłynęła.
     Wśród jej zbłąkanych myśli non stop na pierwszy plan wysuwał się obraz pewnego arystokraty uśmiechającego się cynicznie i pogardliwie patrzącego na wszystko, co go otacza.
***
     Dni mijały szybko. Przekształcały się w tygodnie. Tygodnie w miesiące. Hermionie czas upływał bardzo szybko. Wolne chwile spędzała z przyjaciółmi i Williamem, a późne noce na nauce.
Był grudzień, a właściwie druga połowa grudnia. Gryfonom zostały ostatnie zajęcia przed przerwą świąteczną. Eliksiry. Najstarszy rocznik zgromadził się w ciemnym lochu. Gryfoni i Ślizgoni. Oczywiście od razu doszło do jakiś drobnych bójek i wyzwisk. Jakże by inaczej.
     Hermiona nie miała ochoty na nic. Usiadła w ostatniej ławce modląc się w duchu, żeby te najbliższe cztery godziny zleciały jak najszybciej. Jedyne, co ją pocieszało to to, że po zajęciach będzie już mogła skupić się na świętach.
     Wolne miejsce obok niej nieoczekiwanie zostało zajęte. Spojrzała obojętnie w stronę przybyłej osoby. Młody arystokrata spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem, po czym rozsiadł się wygodniej i zaczął bawić piórem. Nie odzywał się nic. Był dziwnie milczący. Hermiona nie przerywała tej ciszy między nimi. Próbowała skupić się na czytanej przez siebie książce, ale z marnym skutkiem, ponieważ do jej nozdrzy dochodził subtelny zapach perfum Malfoy’a.
     Potrząsnęła głową chcąc wyrwać umysł z zamroczenia, ale na niewiele to pomogło. Uratował ją przybyły właśnie do klasy Snape. Szedł szybko między ławkami, niczym chmura burzowa.  Odwrócił się zamaszyście omiatając podłogę połami szaty. Świdrującym spojrzeniem ciemnych oczu zlustrował swoich uczniów zatrzymując wzrok nieco dłużej na Wybrańcu.
-Dzisiaj na lekcji przygotujecie eliksir o dość uporczywych skutkach ubocznych -odezwał się zimnym, pozbawionym wszelkiej barwy głosem. – Przygotujecie go w parach, takich jak siedzicie obecnie w ławkach… no może przesadzimy Pottera do Parkinson.
Gryfonka rozejrzała się. W każdej ławce siedziały pary mieszane – chłopców i dziewcząt. Ręka Hermiony wystrzeliła do góry. Snape z wyraźną niechęcią skinął głową by mówiła.
-Panie profesorze… czy można zmienić parę?-Pod koniec pytania tonacja jej głosu odrobine podniosła się. Nauczyciel eliksirów uniósł jedną brew do góry i z pogardliwym uśmiechem oświadczył:
-Panna Granger nie zrozumiała tego, co powiedziałem. Nie ma żadnego zamieniania się. Minus pięć punktów dla Gryffindoru za nie słuchanie poleceń nauczyciela.-Zastanowił się chwilę.-Wywar, który sporządzicie będziecie zażywać w parach jak siedzicie, więc nie zepsujcie tego, jak to zazwyczaj robicie na mich zajęciach.
     To powiedziawszy machnął różdżką w stronę tablicy i zasiadł za biurkiem sprawdzać ich wypracowania. Gdy na tablicy pojawiła się lista składników i nazwa eliksiru oraz jego sposób przygotowania Hermiona jęknęła.
„ELIKSIR MIŁOŚCI – AMORTENCJA”
     Gryfonka zrezygnowana wstała z miejsca i ruszyła po potrzebne jej składniki. Malfoy natomiast widząc, co ona robi przygotował niezbędny sprzęt. Oboje pracowali w milczeniu. Hermiona zauważyła, że Ślizgon źle kroi korzeń mandragory.
-Co ty robisz?- Ofuknęła go.-Kawałki mają być równe.
-O proszę-odezwał się niewzruszony błyskawicznie poprawiając swoją pracę. – Jednak potrafisz się do mnie odzywać.
-O, co ci chodzi Malfoy?
     Draco dokończył kroić i wrzucił korzeń do kociołka, gdzie woda już wrzała. Przysunął się do niej bliżej udając, że czegoś szuka. Złapał ją za rękę i mocno przytrzymał. Nie mogła się mu wyrwać. Jego twarz była niebezpiecznie blisko.
-O, co mi chodzi?-Powtórzył pytanie. – Od balu unikasz mnie, jak tylko możesz. Na spotkaniach prefektów również udajesz, że mnie nie znasz. Na wartach nocnych nie odzywasz się słowem, chyba, że Cię zmuszę. Nie odpowiadasz na moje listy… może to raczej ty powinnaś odpowiedzieć na to pytanie.
-Stoisz zdecydowanie za blisko mnie-szepnęła tylko, a na jej policzkach powoli pojawiały się rumieńce.
-Nie podniecaj się tak mała Gryfonko.-Zacisnął usta patrząc jej w oczy. –Wiesz… jak tak patrzę na ciebie to przypomina mi się pewne wydarzenie… Pamiętasz jak się spotkaliśmy podczas bitwy o Hogwart? Co się wtedy stało? Pamiętasz jak to jest? To drżenie na twoim ciele, szybszy oddech…
-Przestań…
-Te rumieńce na policzkach, błyszczące oczy…
     Odsunął się od niej nagle i wrócił do dalszego krojenia składników. Tak jakby rozmowa między nimi się nigdy nie wydarzyła. Postanowiła, że będzie w skupieniu robić ten głupi eliksir dla Snape’a ignorując zachowanie Malfoy’a. Było to jednak trudne, ponieważ nieustannie „przez przypadek” on dotykał jej dłoni lub chcąc ją przesunąć łapał za biodra i po prostu przesuwał.
     Musiała oszukiwać się, że jego dotyk nijak na nią nie wpływał, ale ciężko było ignorować delikatne dreszcze, które przechodziły jej wzdłuż kręgosłupa ilekroć ją dotknął. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Całą siłą woli skupiła się na robieniu eliksiru.
     Po trzech i pół godzinie w końcu skończyli. Eliksir miał perłową barwę, ale z dziwnym odcieniem różu. Hermiona zastanawiała się, czy aby coś źle zrobiła. Doszła jednak do wniosku, że skoro coś źle jest to na pewno wina Ślizgona. Starając się nie myśleć o tym dużo wzięła się za sprzątanie swojego stanowiska. Draco gdzieś zniknął. Pokręciła głową. Co za bezczelny, arogancki dupek… 
-Mam fiolki-powiedział chłopak pojawiając się nagle tuż za nią.
     Dziewczyna bez słowa wzięła z jego ręki trzy fiolki, po czym napełniła je eliksirem, który z nim sporządziła. Następnie jednym machnięciem różdżki usunęła zawartość cynowego kociołka.   Spojrzała czy, aby na pewno wszystko jest na swoim miejscu, a gdy się upewniła usiadła czekając na przyjście Snape’a.  
     Nie musiała długo czekać. Pojawił się przy nich niczym zjawa. Wziął jedną z fiolek do bladej dłoni i przyjrzał się zawartości. Następnie odkorkował ją i powąchał, po czym odstawił ją na stół.
-Teraz z łaski swojej wypijcie swój eliksir. Pamiętajcie, żeby patrzeć na siebie.
     Hermiona wyczuła, że coś jest nie tak. Przecież amortencję nie trzeba zażywać patrząc się na osobę, która ją zrobiła. Mimo swoich obaw wzięła flakonik do ręki i patrząc na Malfoy’a wypiła zawartość. On uczynił to samo patrząc na nią.
     Gryfonka nic nie poczuła. Jakby wypiła zwykły sok malinowy.
-Jak widać można było uwarzyć eliksir poprawnie-burknął profesor. W ciszy, jaka panowała słyszał go każdy. Ruszył dalej po klasie oceniając wysiłki uczniów. Jednak nikomu więcej się nie udało tego zrobić poprawnie. Na koniec lekcji Snape oznajmił-zapewne nikt się nie domyślił, że brakuje w tej miksturze jednego składnika, a mianowicie wyciągu z Krwistej Róży, która ma zasadnicze właściwości, aby prawidłowo uwarzyć amortencję. Ten eliksir, który stworzyliście, a raczej powinniście stworzyć miał za zadanie pokazać wam, czy czujecie coś do osoby, z którą dziś pracowaliście. Wnioski możecie wyciągnąć sami i napisać esej na ten temat na dwie rolki papieru. Termin oddania prac mija po świętach. Możecie odejść.
     Uczniowie jak szaleni wybiegli z ponurej klasy. Hermiona szła ostatnia. Zastanawiała się, o co chodziło Snape’owi. Skoro nie uwarzyli amortencji to, co? Jakiś eliksir odsłaniający prawdziwe uczucia do osoby, na którą się patrzy. Co ona poczuła patrząc na Malfoy’a? W sumie nic nowego. To samo, co zawsze… może to właśnie o to chodzi? Może eliksir miał na celu uświadomienie sobie prawdziwych uczuć w żaden sposób nie wpływając na nie?
     Mimo wszystko była podekscytowana swoimi rozważaniami i nie zważając na nikogo pobiegła do biblioteki upewnić się, że jej myśli dążą we właściwym kierunku.
***
     Ginny biegła w stronę biblioteki. Musiała znaleźć swoją przyjaciółkę, a to było jedno z najbardziej odwiedzanych przez nią miejsc. Szaty młodej Gryfonki powiewały za nią niczym czarne skrzydła. Dziewczyna skręciła gwałtownie w boczny korytarz i wpadła prostu w ramiona Ślizgona.
-Proszę, proszę kogóż my tu mamy? Małą Weasley’ównę.
     Chłopak uśmiechnął się szeroko i uścisnął dziewczynę jeszcze bardziej. Ona nie pozostała mu dłużna. Jednak dość szybko odepchnęła go od siebie ze zbolałą miną.
-Wybacz Blaise, ale muszę znaleźć Hermionę… wiesz spotkanie Zakonu zaraz będzie.
-Pamiętam, właśnie idę do gabinetu dyrektora. Swoją drogą mogliby popracować nad szybszą informacją o spotkaniach, a nie na ostatnią chwilę.
     Ginny nie wiedząc, co ma odpowiedzieć cmoknęła Ślizgona w policzek, uśmiechnęła się i pognała dalej. Czuła jak jej policzki płoną. Co prawda spotykała się z nim już od jakiegoś czasu, ale ilekroć była w jego towarzystwie sam na sam to nagle głupiała.
     W końcu dopadła ogromnych drzwi biblioteki. Zziajana otworzyła je i weszła do środka przeczesując palcami włosy. Rozejrzała się i ruszyła między regały. Jak znaleźć Hermionę w bibliotece?  To proste. Szukaj największej sterty książek na stole i wokół niego, a ją znajdziesz. Tym razem to też była trafna wskazówka.
     Gryfonka siedziała przy jednym z ostatnich stołów zawalonych masą książek różnej wielkości i grubości. W tym momencie właśnie pisała szybko piórem na kawałku pergaminu.  
-Hej Mionka-odezwała się do przyjaciółki Ginny.- Co ty robisz?
-Hej. Właściwie już nic-odparła i schowała do torby swoje rzeczy.      Machnęła różdżką i książki, które były jej potrzebne wylądowały na swoich miejscach.- Dzisiaj Snape kazał nam uwarzyć na zajęciach amortencję-zaczęła opowiadać przyjaciółce wychodząc z biblioteki.-Niby nic takiego, kolejny eliksir do stworzenia, ale od początku coś mi nie pasowało, jeśli chodzi o składniki, ale to nie istotne. Chodzi o to, że tworzyliśmy eliksir, dzięki któremu można dowiedzieć się, czy ktoś do ciebie coś czuje.
-Nie rozumiem-ruda zmarszczyła czoło.
-Och to proste. Jeśli dwie osoby wypiją ten eliksir patrząc się na siebie to będą wiedzieć, czy darzą drugą osobę jakimś uczuciem. Jeśli tak to wtedy nic się nie dzieje. Jakbyś wypiła zwykły sok malinowy, ale jeśli nie to wtedy wywołuje stan otumanienia i silnego zaburzenia sprawiając, że zakochasz się w osobie, na którą patrzysz.  Dziwne, że Snape kazał nam to przygotować. Bardzo łatwo się pomylić, a skutki są straszne…
-Próbowaliście ten eliksir na sobie?- Ginny byłą wyraźnie zaintrygowana.
-No… ja z Malfoy’em tylko, bo musieliśmy razem pracować. Innym się nie udało poprawnie go uwarzyć.
-Zaraz, zaraz…-młodsza Gryfonka się zatrzymała.-Chcesz mi powiedzieć, że tylko ty i fretka próbowaliście tego eliksiru?-Hermiona przytaknęła nie wiedząc, o co chodzi przyjaciółce.-Jaka była wasza reakcja?
-No żadna- odparła beztrosko.-Staliśmy chwilę przed sobą i nic…
     Z ostatnim słowem w dziewczynę uderzyło to, co właśnie powiedziała. Skoro poprawnie uwarzyli ten eliksir i nie wywołał u nich żadnych zmian to oznaczało, że jedno do drugiego coś czuje. Poczuła, że robi się czerwona. Zaczęła szybciej oddychać. Ruda zaczęła się głośno śmiać ciągnąc ją do gabinetu dyrektora po drodze tłumacząc, dlaczego. Robiła to z wielkim trudem, ponieważ ilekroć patrzyła na wstrząśniętą Hermionę wybuchała na nowo śmiechem.
***
     Spotkanie Zakonu było wyjątkowo nudne, ale dość szybko się skończyło. Hermiona, gdy wróciła do swojego dormitorium od razu zasnęła. Następnego dnia rano sprawdziła raz jeszcze czy zapakowała wszystko, co było jej potrzebne.  Gdy to uczyniła pogłaskała Majora i zapakowała go do wiklinowego koszyka.   Podeszła do lustra. Miała na sobie czerwony płaszcz sięgający jej do połowy uda. Pozłacane guziki oraz niewielka klamra lśniły delikatnie we wczesnych promieniach słońca padających zza okna.  Czarne kozaki miały wysoki obcas. Wyglądała elegancko. Gęste włosy miała upięte w luźnego koka, z którego już powychodziły drobne kosmyki.  Wzruszyła ramionami i chwyciła leżące na łóżku skórzane rękawiczki i wyszła ze swojego dormitorium.
     Chciała się jeszcze pożegnać ze znajomymi nim niemal wszyscy wrócą do domu. Ona te święta miała spędzić u swoich biologicznych rodziców. Nie mogła odmówić ciągłym namowom jej młodszego brata.
     Zbiegła schodami i skierowała się w stronę głównego wejścia. Tam też znajdywała się znaczna część uczniów Hogwartu. Wszyscy się żegnali i życzyli wesołych świąt. Hermiona uśmiechnęła się i ruszyła w ten entuzjastyczny tłum zanurzając się w świątecznej atmosferze. W pewnym momencie ktoś ją gwałtownie odwrócił.
-Jakie masz plany na święta Granger?-Cynizm w głosie nadętego arystokraty świetnie się komponował z radością w stalowoszarych oczach.
-Nie twój interes-odparła nie tracąc dziwnej euforii wywołanej świąteczną atmosferą.
-Zabawna jesteś mała Gryfonko-mruknął przyciągając ją ku sobie.
     Patrzył jej w zielone tęczówki próbując coś powiedzieć, jednak mu się nie udało. Trwał przez chwile w milczeniu, po czym wsunął jej do ręki niewielką kartkę pergaminu. Następnie nagle ją puścił i zniknął w tłumie uczniów.
     Hermiona dopiero teraz uświadomiła sobie, że przez cały ten czas wstrzymywała oddech. Z niewielkim trudem wypuściła powietrze z płuc. Spojrzała na kartkę, którą dostała. Z zaciekawieniem i jednocześnie z obawą otworzyła ją.
Życzenia złożę Ci w święta.
Do zobaczenia.
D.M.”


Ważne!!!

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Dla Ciebie to raptem kilka chwil - dla mnie mnóstwo motywacji :)