Witam wszystkich, po tak długiej przerwie :D Mam nadzieję, że tęskniliście. Od teraz kolejne rozdziały powinny się pojawiać częściej, ponieważ będę w domu, a nie wszędzie indziej :D Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania ~ Lisa
***
***
Hermionę
obudziło głośne miauczenie Majora. Podniosła głowę znad satynowej kołdry i
wypatrzyła po krótkiej chwili zwierzaka siedzącego obok swojej pustej miseczki.
Westchnęła. Przeklęty kocur. Wymacała pod poduszką różdżkę i machnęła nią, a
miska kociaka wypełniła się jedzeniem.
Przetarła
dłonią twarz i spojrzała na zegar. Siódma trzydzieści… pięknie. Spała raptem
dwie godziny. Nakryła głowę poduszką i próbowała znów zasnąć. Jednak nie było
jej to dane, ponieważ przez otwarte okno wleciała mała sówka i narobiła sporego
hałasu obwieszczając swe przybycie. Czarodziejka chcąc nie chcąc musiała wstać
i podejść do ptaka. Wyciągnęła kopertę, a szara sówka wyleciała ze świstem.
Ubrała na
siebie szlafrok i usiadła na łóżku. Przyjrzała się kopercie. Nie było adresata.
Otworzyła ją. W środku znajdowała się pojedyncza karteczka.
„Kawa?
D.M.”
Nie dowierzała
własnym oczom. Rzuciła kartkę na stolik i wlazła pod kołdrę. Nie miała zamiaru
nigdzie wychodzić. Już powoli odpływała w objęcia Morfeusza, gdy znowu do jej
dormitorium wleciała sowa. Tym razem śnieżnobiała. Zostawiła kopertę obok niej
na poduszce i wyleciała. Dziewczyna z westchnieniem otworzyła kolejny list.
„No nie daj się
prosić.
D.”
Miała mu ochotę
napisać „Odczep się”. Delikatnie oczywiście pisząc. W myślach miała już gotową
wiązankę wszelkich niecenzuralnych słów pod adresem tlenionej fretki. Powiał
chłodniejszy wiatr, który wpadł do jej dormitorium. Teraz to już w ogóle nie
chciała opuszczać łóżka. Wygrzebała różdżkę i machnęła nią w kierunku okna,
które zamknęło się cicho. Schowała głowę pod kołdrę i w mgnieniu oka odpłynęła.
Wśród jej
zbłąkanych myśli non stop na pierwszy plan wysuwał się obraz pewnego
arystokraty uśmiechającego się cynicznie i pogardliwie patrzącego na wszystko,
co go otacza.
***
Dni mijały
szybko. Przekształcały się w tygodnie. Tygodnie w miesiące. Hermionie czas
upływał bardzo szybko. Wolne chwile spędzała z przyjaciółmi i Williamem, a
późne noce na nauce.
Był grudzień, a
właściwie druga połowa grudnia. Gryfonom zostały ostatnie zajęcia przed przerwą
świąteczną. Eliksiry. Najstarszy rocznik zgromadził się w ciemnym lochu.
Gryfoni i Ślizgoni. Oczywiście od razu doszło do jakiś drobnych bójek i
wyzwisk. Jakże by inaczej.
Hermiona nie
miała ochoty na nic. Usiadła w ostatniej ławce modląc się w duchu, żeby te
najbliższe cztery godziny zleciały jak najszybciej. Jedyne, co ją pocieszało to
to, że po zajęciach będzie już mogła skupić się na świętach.
Wolne miejsce
obok niej nieoczekiwanie zostało zajęte. Spojrzała obojętnie w stronę przybyłej
osoby. Młody arystokrata spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem, po czym
rozsiadł się wygodniej i zaczął bawić piórem. Nie odzywał się nic. Był dziwnie
milczący. Hermiona nie przerywała tej ciszy między nimi. Próbowała skupić się na
czytanej przez siebie książce, ale z marnym skutkiem, ponieważ do jej nozdrzy
dochodził subtelny zapach perfum Malfoy’a.
Potrząsnęła
głową chcąc wyrwać umysł z zamroczenia, ale na niewiele to pomogło. Uratował ją
przybyły właśnie do klasy Snape. Szedł szybko między ławkami, niczym chmura
burzowa. Odwrócił się zamaszyście
omiatając podłogę połami szaty. Świdrującym spojrzeniem ciemnych oczu zlustrował
swoich uczniów zatrzymując wzrok nieco dłużej na Wybrańcu.
-Dzisiaj na
lekcji przygotujecie eliksir o dość uporczywych skutkach ubocznych -odezwał się
zimnym, pozbawionym wszelkiej barwy głosem. – Przygotujecie go w parach, takich
jak siedzicie obecnie w ławkach… no może przesadzimy Pottera do Parkinson.
Gryfonka
rozejrzała się. W każdej ławce siedziały pary mieszane – chłopców i dziewcząt. Ręka
Hermiony wystrzeliła do góry. Snape z wyraźną niechęcią skinął głową by mówiła.
-Panie
profesorze… czy można zmienić parę?-Pod koniec pytania tonacja jej głosu
odrobine podniosła się. Nauczyciel eliksirów uniósł jedną brew do góry i z
pogardliwym uśmiechem oświadczył:
-Panna Granger
nie zrozumiała tego, co powiedziałem. Nie ma żadnego zamieniania się. Minus
pięć punktów dla Gryffindoru za nie słuchanie poleceń nauczyciela.-Zastanowił
się chwilę.-Wywar, który sporządzicie będziecie zażywać w parach jak siedzicie,
więc nie zepsujcie tego, jak to zazwyczaj robicie na mich zajęciach.
To
powiedziawszy machnął różdżką w stronę tablicy i zasiadł za biurkiem sprawdzać
ich wypracowania. Gdy na tablicy pojawiła się lista składników i nazwa eliksiru
oraz jego sposób przygotowania Hermiona jęknęła.
„ELIKSIR
MIŁOŚCI – AMORTENCJA”
Gryfonka zrezygnowana
wstała z miejsca i ruszyła po potrzebne jej składniki. Malfoy natomiast widząc,
co ona robi przygotował niezbędny sprzęt. Oboje pracowali w milczeniu. Hermiona
zauważyła, że Ślizgon źle kroi korzeń mandragory.
-Co ty robisz?-
Ofuknęła go.-Kawałki mają być równe.
-O proszę-odezwał
się niewzruszony błyskawicznie poprawiając swoją pracę. – Jednak potrafisz się
do mnie odzywać.
-O, co ci
chodzi Malfoy?
Draco dokończył
kroić i wrzucił korzeń do kociołka, gdzie woda już wrzała. Przysunął się do
niej bliżej udając, że czegoś szuka. Złapał ją za rękę i mocno przytrzymał. Nie
mogła się mu wyrwać. Jego twarz była niebezpiecznie blisko.
-O, co mi
chodzi?-Powtórzył pytanie. – Od balu unikasz mnie, jak tylko możesz. Na spotkaniach
prefektów również udajesz, że mnie nie znasz. Na wartach nocnych nie odzywasz
się słowem, chyba, że Cię zmuszę. Nie odpowiadasz na moje listy… może to raczej
ty powinnaś odpowiedzieć na to pytanie.
-Stoisz zdecydowanie
za blisko mnie-szepnęła tylko, a na jej policzkach powoli pojawiały się
rumieńce.
-Nie podniecaj
się tak mała Gryfonko.-Zacisnął usta patrząc jej w oczy. –Wiesz… jak tak patrzę
na ciebie to przypomina mi się pewne wydarzenie… Pamiętasz jak się spotkaliśmy
podczas bitwy o Hogwart? Co się wtedy stało? Pamiętasz jak to jest? To drżenie
na twoim ciele, szybszy oddech…
-Przestań…
-Te rumieńce na
policzkach, błyszczące oczy…
Odsunął się od
niej nagle i wrócił do dalszego krojenia składników. Tak jakby rozmowa między
nimi się nigdy nie wydarzyła. Postanowiła, że będzie w skupieniu robić ten
głupi eliksir dla Snape’a ignorując zachowanie Malfoy’a. Było to jednak trudne,
ponieważ nieustannie „przez przypadek” on dotykał jej dłoni lub chcąc ją
przesunąć łapał za biodra i po prostu przesuwał.
Musiała
oszukiwać się, że jego dotyk nijak na nią nie wpływał, ale ciężko było ignorować
delikatne dreszcze, które przechodziły jej wzdłuż kręgosłupa ilekroć ją
dotknął. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Całą siłą woli skupiła się na robieniu
eliksiru.
Po trzech i pół
godzinie w końcu skończyli. Eliksir miał perłową barwę, ale z dziwnym odcieniem
różu. Hermiona zastanawiała się, czy aby coś źle zrobiła. Doszła jednak do
wniosku, że skoro coś źle jest to na pewno wina Ślizgona. Starając się nie
myśleć o tym dużo wzięła się za sprzątanie swojego stanowiska. Draco gdzieś
zniknął. Pokręciła głową. Co za bezczelny, arogancki dupek…
-Mam
fiolki-powiedział chłopak pojawiając się nagle tuż za nią.
Dziewczyna bez
słowa wzięła z jego ręki trzy fiolki, po czym napełniła je eliksirem, który z
nim sporządziła. Następnie jednym machnięciem różdżki usunęła zawartość
cynowego kociołka. Spojrzała czy, aby na pewno wszystko jest na swoim miejscu,
a gdy się upewniła usiadła czekając na przyjście Snape’a.
Nie musiała
długo czekać. Pojawił się przy nich niczym zjawa. Wziął jedną z fiolek do
bladej dłoni i przyjrzał się zawartości. Następnie odkorkował ją i powąchał, po
czym odstawił ją na stół.
-Teraz z łaski
swojej wypijcie swój eliksir. Pamiętajcie, żeby patrzeć na siebie.
Hermiona wyczuła,
że coś jest nie tak. Przecież amortencję nie trzeba zażywać patrząc się na
osobę, która ją zrobiła. Mimo swoich obaw wzięła flakonik do ręki i patrząc na
Malfoy’a wypiła zawartość. On uczynił to samo patrząc na nią.
Gryfonka nic
nie poczuła. Jakby wypiła zwykły sok malinowy.
-Jak widać
można było uwarzyć eliksir poprawnie-burknął profesor. W ciszy, jaka panowała
słyszał go każdy. Ruszył dalej po klasie oceniając wysiłki uczniów. Jednak
nikomu więcej się nie udało tego zrobić poprawnie. Na koniec lekcji Snape
oznajmił-zapewne nikt się nie domyślił, że brakuje w tej miksturze jednego
składnika, a mianowicie wyciągu z Krwistej Róży, która ma zasadnicze
właściwości, aby prawidłowo uwarzyć amortencję. Ten eliksir, który
stworzyliście, a raczej powinniście stworzyć miał za zadanie pokazać wam, czy
czujecie coś do osoby, z którą dziś pracowaliście. Wnioski możecie wyciągnąć
sami i napisać esej na ten temat na dwie rolki papieru. Termin oddania prac
mija po świętach. Możecie odejść.
Uczniowie jak
szaleni wybiegli z ponurej klasy. Hermiona szła ostatnia. Zastanawiała się, o
co chodziło Snape’owi. Skoro nie uwarzyli amortencji to, co? Jakiś eliksir
odsłaniający prawdziwe uczucia do osoby, na którą się patrzy. Co ona poczuła
patrząc na Malfoy’a? W sumie nic nowego. To samo, co zawsze… może to właśnie o
to chodzi? Może eliksir miał na celu uświadomienie sobie prawdziwych uczuć w
żaden sposób nie wpływając na nie?
Mimo wszystko była
podekscytowana swoimi rozważaniami i nie zważając na nikogo pobiegła do
biblioteki upewnić się, że jej myśli dążą we właściwym kierunku.
***
Ginny biegła w
stronę biblioteki. Musiała znaleźć swoją przyjaciółkę, a to było jedno z
najbardziej odwiedzanych przez nią miejsc. Szaty młodej Gryfonki powiewały za
nią niczym czarne skrzydła. Dziewczyna skręciła gwałtownie w boczny korytarz i
wpadła prostu w ramiona Ślizgona.
-Proszę, proszę
kogóż my tu mamy? Małą Weasley’ównę.
Chłopak
uśmiechnął się szeroko i uścisnął dziewczynę jeszcze bardziej. Ona nie
pozostała mu dłużna. Jednak dość szybko odepchnęła go od siebie ze zbolałą
miną.
-Wybacz Blaise,
ale muszę znaleźć Hermionę… wiesz spotkanie Zakonu zaraz będzie.
-Pamiętam,
właśnie idę do gabinetu dyrektora. Swoją drogą mogliby popracować nad szybszą
informacją o spotkaniach, a nie na ostatnią chwilę.
Ginny nie wiedząc,
co ma odpowiedzieć cmoknęła Ślizgona w policzek, uśmiechnęła się i pognała
dalej. Czuła jak jej policzki płoną. Co prawda spotykała się z nim już od
jakiegoś czasu, ale ilekroć była w jego towarzystwie sam na sam to nagle
głupiała.
W końcu dopadła
ogromnych drzwi biblioteki. Zziajana otworzyła je i weszła do środka
przeczesując palcami włosy. Rozejrzała się i ruszyła między regały. Jak znaleźć
Hermionę w bibliotece? To proste. Szukaj
największej sterty książek na stole i wokół niego, a ją znajdziesz. Tym razem
to też była trafna wskazówka.
Gryfonka
siedziała przy jednym z ostatnich stołów zawalonych masą książek różnej
wielkości i grubości. W tym momencie właśnie pisała szybko piórem na kawałku
pergaminu.
-Hej
Mionka-odezwała się do przyjaciółki Ginny.- Co ty robisz?
-Hej. Właściwie
już nic-odparła i schowała do torby swoje rzeczy. Machnęła różdżką i książki,
które były jej potrzebne wylądowały na swoich miejscach.- Dzisiaj Snape kazał
nam uwarzyć na zajęciach amortencję-zaczęła opowiadać przyjaciółce wychodząc z
biblioteki.-Niby nic takiego, kolejny eliksir do stworzenia, ale od początku
coś mi nie pasowało, jeśli chodzi o składniki, ale to nie istotne. Chodzi o to,
że tworzyliśmy eliksir, dzięki któremu można dowiedzieć się, czy ktoś do ciebie
coś czuje.
-Nie
rozumiem-ruda zmarszczyła czoło.
-Och to proste.
Jeśli dwie osoby wypiją ten eliksir patrząc się na siebie to będą wiedzieć, czy
darzą drugą osobę jakimś uczuciem. Jeśli tak to wtedy nic się nie dzieje.
Jakbyś wypiła zwykły sok malinowy, ale jeśli nie to wtedy wywołuje stan
otumanienia i silnego zaburzenia sprawiając, że zakochasz się w osobie, na
którą patrzysz. Dziwne, że Snape kazał
nam to przygotować. Bardzo łatwo się pomylić, a skutki są straszne…
-Próbowaliście
ten eliksir na sobie?- Ginny byłą wyraźnie zaintrygowana.
-No… ja z
Malfoy’em tylko, bo musieliśmy razem pracować. Innym się nie udało poprawnie go
uwarzyć.
-Zaraz,
zaraz…-młodsza Gryfonka się zatrzymała.-Chcesz mi powiedzieć, że tylko ty i
fretka próbowaliście tego eliksiru?-Hermiona przytaknęła nie wiedząc, o co
chodzi przyjaciółce.-Jaka była wasza reakcja?
-No żadna-
odparła beztrosko.-Staliśmy chwilę przed sobą i nic…
Z ostatnim
słowem w dziewczynę uderzyło to, co właśnie powiedziała. Skoro poprawnie
uwarzyli ten eliksir i nie wywołał u nich żadnych zmian to oznaczało, że jedno
do drugiego coś czuje. Poczuła, że robi się czerwona. Zaczęła szybciej
oddychać. Ruda zaczęła się głośno śmiać ciągnąc ją do gabinetu dyrektora po
drodze tłumacząc, dlaczego. Robiła to z wielkim trudem, ponieważ ilekroć
patrzyła na wstrząśniętą Hermionę wybuchała na nowo śmiechem.
***
Spotkanie Zakonu
było wyjątkowo nudne, ale dość szybko się skończyło. Hermiona, gdy wróciła do
swojego dormitorium od razu zasnęła. Następnego dnia rano sprawdziła raz
jeszcze czy zapakowała wszystko, co było jej potrzebne. Gdy to uczyniła pogłaskała Majora i
zapakowała go do wiklinowego koszyka. Podeszła do lustra. Miała na sobie
czerwony płaszcz sięgający jej do połowy uda. Pozłacane guziki oraz niewielka
klamra lśniły delikatnie we wczesnych promieniach słońca padających zza
okna. Czarne kozaki miały wysoki obcas. Wyglądała
elegancko. Gęste włosy miała upięte w luźnego koka, z którego już powychodziły
drobne kosmyki. Wzruszyła ramionami i
chwyciła leżące na łóżku skórzane rękawiczki i wyszła ze swojego dormitorium.
Chciała się
jeszcze pożegnać ze znajomymi nim niemal wszyscy wrócą do domu. Ona te święta
miała spędzić u swoich biologicznych rodziców. Nie mogła odmówić ciągłym
namowom jej młodszego brata.
Zbiegła schodami
i skierowała się w stronę głównego wejścia. Tam też znajdywała się znaczna
część uczniów Hogwartu. Wszyscy się żegnali i życzyli wesołych świąt. Hermiona uśmiechnęła
się i ruszyła w ten entuzjastyczny tłum zanurzając się w świątecznej
atmosferze. W pewnym momencie ktoś ją gwałtownie odwrócił.
-Jakie masz
plany na święta Granger?-Cynizm w głosie nadętego arystokraty świetnie się
komponował z radością w stalowoszarych oczach.
-Nie twój
interes-odparła nie tracąc dziwnej euforii wywołanej świąteczną atmosferą.
-Zabawna
jesteś mała Gryfonko-mruknął przyciągając ją ku sobie.
Patrzył jej w
zielone tęczówki próbując coś powiedzieć, jednak mu się nie udało. Trwał przez
chwile w milczeniu, po czym wsunął jej do ręki niewielką kartkę pergaminu. Następnie
nagle ją puścił i zniknął w tłumie uczniów.
Hermiona dopiero
teraz uświadomiła sobie, że przez cały ten czas wstrzymywała oddech. Z niewielkim
trudem wypuściła powietrze z płuc. Spojrzała na kartkę, którą dostała. Z zaciekawieniem
i jednocześnie z obawą otworzyła ją.
„Życzenia złożę
Ci w święta.
Do zobaczenia.
D.M.”