Jeśli ktoś czekał z utęsknieniem na kolejny rozdział to bardzo przepraszam, że tak późno dodałam :) Mam nadzieję, że nie rzucicie we mnie Avadą :D Oby długość rozdziału zrekompensuje długi czas czekania:D Zapraszam do czytania i komentowania :D-Lisa
***
Przygotowania do balu szły pełną parą. Nie sądziła, że aż tylu uczniów odpowie na jej prośbę o pomoc. Każdy chciał mieć jakiś udział, każdy chciał zarobić kilka punktów dla swojego Domu. Profesor McGonagall załatwiła im jedną z nieużywanych klas, aby mogli pozostawić w niej dekoracje, jak i tworzyć maski na bal. Hermiona świetnie się przy tym bawiła. Ucieszyła się, gdy późnym wieczorem skończyła swoją. Była cała czerwona ze złotymi zdobieniami przy krawędziach. Mieniła się w świetle świec roztaczając przyjemne ciepło. Posprzątała swoje miejsce pracy i kazała wszystkim zrobić to samo i iść do swoich dormitoriów. Zajęło im to około trzydziestu minut. W końcu, gdy została sama wzięła swoją maskę i wyszła z klasy.
-Colloportus- powiedziała, kierując różdżką w stronę drzwi.
Usłyszała szczęk zamka. Uśmiechnęła się. Miała teraz pewność, że nikt nie zniszczy dekoracji. Zdziwiła się, że nawet pyszałkowata fretka jej pomogła. Choć się nawet słowem do niej nie odezwał. Mimowolnie, gdy zerkała na niego, przypominała sobie, jego słowa, które powiedział, gdy siedziała na schodach. Rumieniła się delikatnie nie wiedząc, że jest bacznie obserwowana przez stalowoszare tęczówki...
Z zamyślenia wyrwał ją dość piskliwy głos.
-Proszę, proszę... Nasza królowa szlam zabezpieczyła swój cenny dobytek.- Pansy uśmiechnęła się złośliwie. Jej zielona, krótka spódniczka i czarna bluzka z ogromnym dekoltem dawały wrażenie, jakby ich właścicielka zajmowała się profesją dość nieelegancką.
-Wracaj do swojego dormitorium Parkinson. -Warknęła Gryfonka i ją wyminęła.
Ślizgonka podstępnie wyrwała jej z dłoni maskę.
-A, co my tu mamy?-Spytała głupio głosem ociekającym trującą słodyczą.- Prefekt Naczelna zrobiła sobie maskę na bal! Na co liczysz? Że mimo tego ktoś do ciebie podejdzie?-Szyderstwo było wypisane na jej mopsowatej twarzy.
Hermiona westchnęła. Była zmęczona i nie chciała wdawać się w głupie gadki z irytującą dziewczyną.
-Oddaj mi to-powiedziała spokojnie.
-Ależ oczywiście-mówiąc to wyciągnęła różdżkę i skierowała ją na maskę.-Incendio!-Krzyknęła i upuściła przedmiot, który niemal od razu spłonął. Hermiona niemal beznamiętnie patrzyła się na to. Ślizgonka odeszła ze śmiechem na ustach rzucając na odchodnym tuzin przekleństw.
-Parkinson-szepnęła.-Minus dwadzieścia punktów za umyślne używanie niebezpiecznych czarów na korytarzu w obecności prefekta.
Usłyszała cichy śmiech. Odwróciła się w kierunku, z którego dochodził. Ujrzała aroganckiego arystokratę opartego szelmowsko o ścianę. Ręce miał założone na piersi. Przyglądał się jej z rozbawieniem na twarzy.
-Tylko na tyle cię stać Granger? Na minus dwadzieścia? Dumna Gryfonka nie była skora do pojedynku?- Nie dowierzał.- Czyżby coś się stało?-Uśmiech igrał mu na zmysłowych ustach.
Hermiona przegryzła dolną wargę usilnie zastanawiając się nad ciętą ripostą. Jednak nic jej nie przychodziło do głowy.
Malfoy skorzystał z okazji i przyjrzał się jej. Miała na sobie czerwony sweterek, który sięgał jej do połowy uda. Czarne leginsy wyszczuplały i tak już szczupłe nogi. Spojrzał jej w twarz. Zielone oczy lekko przygasły. Cienie pod oczami były bardzo wyraźne. Widać było, że jest bardzo zmęczona. Ostatnio warty nocne mieli prawie, co drugi dzień, ale jak zapewnił ich dyrektor – już ich nie będą odbywać. W końcu. Zauważył przegryzioną wargę. Zacisnął usta. Ilekroć tak robiła miał ochotę ją pocałować. Bardzo pociągało go to.
Dziewczyna przystąpiła nerwowo z nogi na nogę. Krępował ją baczny wzrok chłopaka. Nie mogąc nic wymyślić bezradnie odwróciła się i chciała odejść. Ślizgon szybko chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Upadłaby gdyby jej nie podtrzymał.
-Już uciekasz Granger?-Sarknął.-Jeszcze z tobą nie skończyłem.
Hermiona spojrzała na niego. Nie miała ochoty się z nim kłócić. Tak bardzo chciało się jej spać...
-Draco... Daruj sobie-odparła beznamiętnie.-Jestem padnięta.
Nie zauważyła, jak bardzo wstrząsnął nim fakt, że nazwała go po imieniu. Bez żadnej złości, czy niechęci. Chciał, aby powtarzała jego imię w nieskończoność. Przełknął głośno ślinę.
-Ja mam ci coś darować? Co to to nie Granger. Za bardzo mi się to podoba.
-To znajdź sobie dziewczynę i daj mi święty spokój- burknęła. Chciała się wyswobodzić z jego uścisku, ale spowodowała tylko, że chłopak trzymał ją teraz w ramionach. -O co ci chodzi?-Zirytowała się.- Zachowujesz się, co najmniej dziwnie...
-Jeszcze się pytasz?-Rzekł chłodno.- Ty tak na mnie działasz mała Gryfonko. Nie zostawię cię w spokoju. Możesz o tym zapomnieć. Obiecuję ci, że będę na każdym kroku podążał za tobą.-Uśmiechnął się cynicznie.-Nawet nie wiesz ile radości mi sprawia, jak się denerwujesz. Wyglądasz wtedy tak seksownie...
Hermiona zaczerwieniła się po same cebulki włosów. Co on wygaduje?
-Z pewnością-odparła wyniośle i ziewnęła.-A teraz puść mnie, bo usnę tu zaraz. Poza tym już...
-Na Merlina-przerwał jej.-Czy ty zawsze musisz tyle gadać?
Już mu chciała odpowiedzieć, ale zakręciło się jej w głowie. Nie mogła się utrzymać na nogach. Patrzyła na niego zamglonym wzrokiem.
-Wirujesz...-Szepnęła i zemdlała. Miała szczęście, że młody mężczyzna trzymał ją mocno.
-Och Granger...-Pokręcił głową.-Skoro chciałaś żebym cię zaniósł do dormitorium trzeba było powiedzieć.
Wziął ją w ramiona i poniósł w stronę wieży Gryffindoru. Zastanawiał się, czy może nie zanieść ją do Skrzydła Szpitalnego, ale rozmyślił się. Wspiął się po schodach i zatrzymał przed portretem Grubej Damy, która od razu zapytała, co się stało. Nie chciał się tłumaczyć, więc wypowiedział hasło (czekoladowe żaby) i bezceremonialnie wszedł do środka. Nawet się nie rozejrzał. Instynktownie skierował się w stronę dormitorium dziewczyn. Wszedł po schodach. Normalnie chłopcom nie było wolno tu wchodzić, ale Draco był prefektem i miał dodatkowe przywileje. Bez trudu odnalazł właściwą sypialnię. Otworzył drzwi i zaniósł nieprzytomną dziewczynę do łóżka.
Gdy ją położy rozejrzał się. Spodziewał się ujrzeć idealny porządek. Zamiast tego zobaczył stosy książek walające się po pokoju, ubrania porozrzucane na krześle, pełno pergaminu na biurku... Podobno tylko idiota utrzymuje porządek, geniusz ogarnia chaos. Uśmiechnął się.
Usiadł na łóżku obok Hermiony, a ta ocknęła się nagle i usiadła gwałtownie. Rozejrzała się nieprzytomnie, a gdy dotarło do niej, kto siedzi obok niej zamarła na chwilę. Chłopak zauważył, jak się jej źrenice rozszerzyły.
-Co...? Co ty tu robisz?
-Zemdlałaś, więc cię przyniosłem do twojego dormitorium-powiedział łaskawie z cynizmem w głosie.- Teraz bądź grzeczna i kładź się spać.
Przyglądała mu się chwilę, po czym bez namysłu wstała i podeszła do szuflady. Wyjęła z niej piżamę i skierowała się do łazienki.
-Jak wyjdę ma cię tu nie być-warknęła już całkiem przytomnie.
Wzięła szybki prysznic. Osuszyła ciało ręcznikiem i ubrała się w piżamę. Umyła zęby. Nie myślała o niczym. Robiła wszystko automatycznie. Zdążyła nawet zapomnieć o pewnym blondynie, który obecnie leżał wygodnie na jej łóżku i bawił się poduszką.
Wyszła z łazienki i podeszła do niego.
-Idź już do siebie. Chcę spać.
-Nie krępuj się-odparł nie patrząc na nią.
Westchnęła. Czy ona się go nigdy nie pozbędzie? Wzruszyła ramionami i wlazła pod kołdrę. Leżała przodem do Ślizgona, więc mogła go obserwować. Przekręcił się na bok, tak, że patrzyli sobie w oczy. Po chwili Gryfonka zamknęła swoje.
-Słodko wyglądasz jak śpisz-szepnął i zabrał jej z twarzy zbłąkany kosmyk.
-Mhym...-Usłyszał w odpowiedzi. Po chwili dziewczyna zasnęła.
-Co ty ze mną robisz Granger? Co jest takiego w tobie, że mam ochotę zostać tu całą noc? Chyba wariuję-zaczął gadać sam do siebie. Wstał i opuścił szybko sypialnię. Nie mógł zostać dłużej. W pokoju wspólnym natknął się na Harry'ego i Rona.
-Malfoy?-Bliznowaty się zdziwił. -Co ty tu robisz?
-Granger zemdlała-odparł beztrosko.-Ale spokojnie już się nią zająłem. Śpi teraz smacznie w swoim łóżeczku.
-Ty ją tam zaniosłeś?!-Ron był oburzony.
-Zamknij się Wieprzlej, bo pobudzisz wszystkich.
-Uspokójcie się obaj-warknął Wybraniec.-Ważne, że Hermionie nic nie jest.-Widząc, że jego przyjaciel, chce coś dodać powiedział.-Malfoy idź już stąd.- Nie chciał doprowadzić do bójki i ujemnych punktów.
-Ani mi się śni zostawać tu dłużej niż to konieczne- odparł wyniośle arystokrata. Po czym z kpiarskim uśmiechem zostawił ich.
-Ja go kiedyś zamorduję-warknął rudzielec.
-Taa... Ale na razie chodźmy spać.-Powiedział Harry.-Innym razem się nad tym zastanowisz.
Skierowali się obaj w stronę swojego dormitorium. Wybraniec w duchu dziękował losowi, że tak łatwo udało mu się uniknąć bójki.
***
Hermiona obudziła się. Przetarła oczy i spojrzała na zegar. Szósta siedem. No pięknie... Odwróciła się na drugi bok chcąc jeszcze skorzystać ze snu. Jednak nie było jej to dane, ponieważ w jej myślach uparcie błądził pewien irytujący Ślizgon. Zrezygnowana wstała z łóżka. Poszła do łazienki, aby się wykąpać. Zrobiła poranną toaletę, a gdy skończyła postanowiła sprawdzić swoje wypracowanie na eliksiry. Robiła to już trzeci raz i znowu stwierdziła, że mogłaby to jeszcze raz napisać. Jednak wiedziała, że na to nie ma czasu.
Usłyszała ciche miauknięcie. Nadstawiła uszu i poszła w kierunku wydobywającego się cicho dźwięków. Dopiero teraz zauważyła stosik prezentów leżący na jej kufrze obok łóżka. Podniecona niczym małe dziecko podbiegła i chwyciła do ręki pierwszy z brzegu. Wielki brązowy kosz wiklinowy poruszył się niecierpliwie. Ostrożnie otworzyła wieko. Jej oczom ukazał się śnieżnobiały kocurek, który na jej widok miauknął. Wyciągnęła go ostrożnie i postawiła na ziemi. Kociak zaczął krążyć odważnie wokół jej stóp. Usiadła na ziemi i wyczarowała miskę z mlekiem. Czworonóg był zachwycony. Dość łapczywie pił biały płyn. Pogłaskała go, a ten jak skończył swój posiłek wlazł jej na kolana i zaczął z zadowolenia mruczeć.
-Przydałoby dać ci jakieś imię-mruknęła. Tęskniła za Krzywołapem, ale po bitwie nie znalazła go. Zastanowiła się. Podniosła kociaka do góry i spojrzała mu w srebrzyste ślepia.-Nazwę cię Major-powiedziała. Kociak w odpowiedzi miauknął. Położyła go z powrotem na kolana, ale zwierzę miało inne plany. Zaczął zwiedzać swoje nowe lokum.
Uśmiechnięta dziewczyna wstała i wyciągnęła kartkę z życzeniami od Harry'ego. To od niego dostała kota. Wzięła do ręki kolejny prezent. Był zapakowany w zielony papier. Niezwykle lekki. Odwinęła go i jej oczom ukazał się cały wachlarz słodkich piór o różnych smakach od Williama. Uśmiechnęła się.
Następny prezent był zapakowany w brązowy papier. Wielkie pudełko miało doczepioną karteczkę od jej rodziców. W środku zobaczyła przepiękną szkarłatną sukienkę na bal, którą zamówiła jej mama. Odłożyła ją delikatnie kładąc na łóżko. Następny prezent był od jej biologicznych rodziców. W srebrny papier było owinięte pudełko rozmiarami podobne do poprzedniego. Otworzyła je dość niechętnie. Jej oczom ukazała się czarna elegancka sukienka. Nie wierzyła własnym oczom. Podejrzewała, że suknia była zrobiona z najlepszego jedwabiu. Ostrożnie odłożyła pudełko, jakby miało zaraz wybuchnąć.
Uwagę skierowała na kolejną paczuszkę. Zapakowana w zielonkawy papier była dość ciężka. Otworzyła go i jej oczom ukazał się Magiczny Zestaw do Pielęgnacji Czworonogów od Rona. Zapewne obaj z Harry ‘m się dogadali, co do prezentu dla niej. Następna paczka była dość mała. Wielkości zwykłego zeszytu, które miała, jak chodziła do mugolskiej szkoły. Z zaciekawieniem otworzyła go. W środku był purpurowy pamiętnik z wygrawerowaną złotą literką „G” na środku. Otworzyła go, a z niego wyleciała karteczka, na której widniał podpis Blaise'a. Ten prezent również odłożyła na bok. Dość sporo ich miała.
Ginny dała jej kolczyki, które zmieniają kolor pod wpływem emocji. Pani Weasley podarowała jej brązowy szalik zrobiony na drutach i tuzin babeczek z nadzieniem krówkowym. Od rudych bliźniaków dostała dwa tuziny Peruwiańskiego Proszku Natychmiastowej Ciemności oraz kilka innych drobiazgów z ich sklepu.
Zostały jej już tylko dwa prezenty. Wzięła do ręki ten o okrągłym kształcie i odwinęła niebieski papier. Ujrzała kulę wypełnioną perłowym dymem. Do niej byłą przyczepiona karteczka.
, „Gdy potrząśniesz nią trzy razy ujrzysz twarz osoby, o której myśli Twoje serce.”
Stała chwilę nieruchomo, po czym potrząsnęła trzy razy kulą, w której niemal od razu pojawiła się twarz pewnego zarozumiałego Ślizgona. Szybko odłożyła prezent na łóżko i rozpakowała ostatni. Było to małe pudełeczko owinięte srebrzystą wstążką. Nie było żadnej kartki. Otworzyła pudełeczko, a tam na aksamitnej poduszeczce spoczywał srebrny wisiorek w kształcie miniaturowego smoka. Był piękny. Od razu go założyła i podeszła do lustra. Srebrzysty smok idealnie pasował. Dotknęła go i przegryzła wargę. Domyśliła się, od kogo mogła dostać taki cenny podarunek.
Wystraszyła się, gdy poczuła, jak coś ociera się o jej nogę. Major domagał się pieszczot. Wzięła go na ręce i zaczęła głaskać. Kociak zamruczał. Gryfonka patrzyła się dalej w lustro na swoje odbicie, po czym skierowała wzrok na zegar. Dochodziła ósma, więc mogła już iść na śniadanie.
Odłożyła Majora na łóżko i poszła do Wielkiej Sali.
***
Malfoy był dzisiaj w wyśmienitym humorze. Sam nie wiedział, czemu. Z uśmiechem wszedł do Wielkiej Sali, na co kilka Krukonek westchnęło. Rozejrzał się. Gdy ujrzał Gryfonkę zajadającego śniadanie uśmiechnął się jeszcze szerzej. Podszedł do niej i rozsiadł się wygodnie obok. Zabrał jej z ręki tosta i ugryzł kawałek.
-Wyspana?-Zagadnął wesoło.
-Nie bardzo. Za to widzę, że ty tryskasz energia i entuzjazmem. Zrób mi przysługę i idź do swojego stołu.
Ślizgon zaśmiał się. Założył kosmyk jej włosów za ucho i pochylił się do niej.
-Coś taka agresywna Granger?-Dopiero teraz zauważył, że miała na szyi wisiorek w kształcie smoka.-Widzę, że prezent się podoba.
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami nic sobie nie robiąc z jego obecności. Udawała, że go tam nie ma. On od razu to zauważył. Jego duma kazała mu zareagować na brak zainteresowania jego zacną osobą.
-Co do wczorajszego wieczoru-powiedział na tyle głośno, aby spora część sali go usłyszała, -to wolałbym żebyś się bardziej angażowała.
Gryfonce tost wyleciał z dłoni. Spojrzała na niego, a on z cynicznym uśmieszkiem zgrabnie wstał i poszedł do Blaisa, który zaczął już zajadać jajecznicę. Uczniowie, którzy słyszeli wypowiedź Ślizgona mieli dość wymowne miny. Czego ona się spodziewała? Że zareagują inaczej? Niby jak? Malfoy uwielbiał rzucać dwuznaczności tylko po to, żeby wprawić ją w zakłopotanie. Usiłowała sobie przypomnieć, co się wydarzyło między nimi wczoraj, ale jedyne, co pamiętała to to, że zemdlała. Nic więcej. Chociaż miała przebłyski, że się przebudziła i posła wykąpać, a gdy wyszła z łazienki na łóżku leżał przystojny Ślizgon...
-Cześć Mionka-przywitała się Ginny.-O czym tak myślałaś?
-Zapewne o tym przebrzydłym Malfoy’ u-burknął Ron.
-Od rana musisz o nim wspominać?-Jęknął Harry. Postanowił zmienić temat. -Wiecie może, kiedy pojawi się jakiś nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią?
-Dobrze by było. Może dadzą nam znowu jakiegoś pomyleńca, jak ten Lockhart-sarknął rudy.
-Z tego, co wiem-powiedziała Hermiona tonem znawczyni-to lekcje Obrony Przed Czarną Magią odbywają się już w dniu dzisiejszym i jakbyście słuchali, co dyrektor mówił na kolacji to byście wiedzieli.
-Jak myślicie, kto to będzie?-Spytała Ginny chcąc powstrzymać zbliżającą się kłótnię.
-Oby ktoś, kto nas czegoś nauczy. -Mruknął bliznowaty.
***
Wszyscy siedzieli już na swoim miejscu. Hermiona wylądowała między swoimi przyjaciółmi. Większość była podniecona pierwszą w tym roku lekcją Obrony Przed Czarną Magią. Nie umniejszał tego nawet fakt, że tę lekcję mieli mieć ze Ślizgonami. Na końcu sali siedział Malfoy i Blaise, a obok nich usiadła Pansy ku niezadowoleniu obu chłopaków.
-Ej Szlamo-odezwała się na całą klasę.- Z kim idziesz na bal? Zapewne dostałaś setki zaproszeń-jadowita nuta w jej głosie nie zrobiła na nikim żadnego wrażenia. Hermiona nawet nie odwróciła się w jej stronę, więc nie zauważyła, że Draco ma zamiar coś powiedzieć.
-Panna Granger zapewne dostała więcej zaproszeń na bal niż wszystkie dziewczyny razem wzięte-usłyszeli zimny głos.
Wszyscy odwrócili się w kierunku, z którego dochodził. Ujrzeli wysokiego czarodzieja o blond włosach i wyniosłych rysach twarzy. Dostojnie wkroczył do klasy emanując dostojeństwem w czarnej szacie.
Ślizgonom uśmiechy wykwitły na twarzy, zaś Gryfoni załamali się. W klasie, jako nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią stał niegdysiejszy Śmierciożerca Lucjusz Malfoy.
Hermiona poczuła, że zapada się w sobie. Zauważyła jak Harry zesztywniał, a Ron poczerwieniał ze złości.
-Z tego, co mi dyrektor raczył przekazać to nie mieliście jeszcze w tym roku lekcji z tego przedmiotu.-Zaczął Lucjusz.- Chciałbym rozpocząć nasze zajęcia od sprawdzenia waszej wiedzy i umiejętności, aby móc dostosować plan zajęć.
-Och nie...-Jęknął Neville.
Czarodziej machnął różdżką i przed uczniami pojawiły się karty pergaminu z wypisanymi pytaniami.
-Radzę nie zwlekać z wpisaniem odpowiedzi-mruknął Lucjusz na tyle głośna, aby każdy mógł usłyszeć.
Z niewielkim ociąganiem uczniowie zabrali się do pracy.
***
-Jak on mógł nam coś takiego zrobić?!-Ron był oburzony.-To w ogóle zgodne z przepisami?!
-Nauczyciel ma prawo przeprowadzać testy sprawdzające wiedze i umiejętności, dostosowując trudność zadań do poziomu uczniów.-Fachowo powiedziała Hermiona.
-Jeszcze go bronisz?!-Ron ledwo skrywał złość.
-Nie, nie bronię-odparła hardo.-Zwracam ci tylko uwagę.
-Hermiona ma rację-powiedział Harry.-Jeśli chcemy zdać egzaminy końcowe to po prostu się przyłóżmy i nie zwracajmy uwagi, że ojciec Malfoy'a nas uczy.
-Jasne-warknął zjadliwie rudzielec.-Może jeszcze pouczymy się Zaklęć Niewybaczalnych.
-Mimo wszystko musicie przyznać, że podszedł do stanowiska dość profesjonalnie -zauważyła Gryfonka.
-Taa... To jak odjął fretce dziesięć punktów za próbę podpalenia Neville ‘a... Kto by pomyślał?-Zastanowił się bliznowaty.
Dotarli w końcu do Wielkiej Sali, gdzie większość uczniów już zajadała smakowite kąski. Trójka przyjaciół usiadła przy stole Gryfonów i zaczęła sobie nakładać na talerze ulubione przysmaki. Nim zaczęli jeść pojawiła się za nimi profesor McGonagall z kamiennym wyrazem twarzy.
-Panno Granger?-Jej głos był dziwnie sztywny. - Mam dla ciebie wiadomość.-Podała jej kremową kopertę.-Gdyby... Gdybyś chciała z kimś porozmawiać to możesz przyjść do mojego gabinetu.
-Eee... Dziękuję-odparła speszona Gryfonka.
Po chwili odeszła zostawiając zaskoczonych podopiecznych. Hermiona przyjrzała się kopercie. Widniała na niej pieczęć Ministerstwa Magii. Drżącymi dłońmi otworzyła kopertę i przeczytała list. Z każdym kolejnym zdaniem oczy dziewczyny szkliły się coraz bardziej.
-Nie…-szepnęła.-To niemożliwe…
Nie mogła uwierzyć w to, co czytała. Łzy ciurkiem leciały jej po policzkach rozmazując makijaż. Jak najszybciej mogła wybiegła z zamku i skierowała się na błonia. Usiadła pod ulubionym drzewem i skuliła się płacząc rzewnie.
Nie usłyszała cichych kroków, ani tego, że ktoś przed nią klęka. Nie poczuła ramion ją obejmujących. Nie słyszała głosu próbującego ją uspokoić. Była obojętna na wszystko i na wszystkich. Nie szlochała, a mimo to słone krople dalej płynęły strumieniami. Z ledwością zarejestrowała, że ktoś podnosi jej głowę i zmusza, aby na niego spojrzeć. Dopiero po chwili dotarło do niej, kto przed nią klęka-Draco.
Chłopak był przerażony. Gdy w końcu udało mu się przekonać Bliznowatego i Wieprzleja, że zajmie się nią i wyjść z Wielkiej Sali zobaczył tylko jak za rogiem znika czarna szata. Bez namysłu ruszył w tym kierunku. Wyszedł z zamku, ale nie zauważył Hermiony.
W oddali zauważył coś ciemnego opartego o drzewo. Natychmiast ruszył w tym kierunku. Nie mógł pozbyć się wrażenia, ze stało się coś złego.
Znalazł ją. Ukląkł przed nią i starał się coś na to poradzić, ale nie wiedział, co. Gdy uniósł jej głowę ujrzał zapłakaną buzię, w której krył się obłęd. Nie poznała go. Z ledwością zarejestrowała jego obecność. Jej makijaż pozostał tylko wspomnieniem. W czerwonych oczach krył się niewyobrażalny ból i smutek. Niewiele myśląc przygarnął ją do siebie, kołysał delikatnie i gładził po włosach. Po kilku minutach poczuł jak wstrząsa nią szloch i zaczęła się trząść. Próbował uspokoić ją słowami, ale to był proces bardzo długi. Jednak nie narzekał. Po jakimś czasie odezwała się cicho zdławionym głosem już nieco spokojniejsza:
-Nie ma ich…
-Kogo?-Szepnął cicho.
-Ledwo ich znalazłam… i… i znowu ich straciłam…jaa… tak bardzo ich kocham…-ledwo rozumiał, co mówi.-Zabili ich Draco… zabili mi rodziców…
Ból, z jakim mówiła sprawiał, że ściskało mu się serce. Nie wiedział, co powinien zrobić.
-Kto?-Spytał krótko.
-Nnie wieeemm-wyszeptała zanosząc się płaczem.
Nie mogła uwierzyć, że to prawda. Dlaczego akurat jej rodzice? Dlaczego zawsze wszystko, co złe spadało na nią? Ale przecież nie mogła się tak łatwo poddać. Odnajdzie zabójców i własnoręcznie wymierzy sprawiedliwość. Gdy to sobie postanowiła skupiła się na tym i nieco uspokoiła.
-Będąc z nimi nigdy nie czułam się samotna- powiedziała cicho, a widząc, że chłopak nie zamierza przerywać kontynuowała.-Zawsze mogłam liczyć na ich pomoc. Kiedy wymazywałam im pamięć-jej głos zadrżał niebezpiecznie, - obiecałam sobie, że jak skończy się wojna to ich odnajdę, abyśmy mogli być znów rodziną. Szczęście mi sprzyjało, bo już po dwóch tygodniach ich znalazłam.-Zamilkła na chwilę, po czym podjęła na nowo- czytałam kiedyś w jakieś książce, że za każde życie płaci się śmiercią. Uratowałam profesora Snape’a i brata Rona… otrzymałam za to nagrodę-Ślizgon chyba zgłupiał. Wyczuł w jej głosie nutkę gorzkiej ironii.
Hermiona zaczęła opowiadać mu niektóre fragmenty z jej życia z rodzicami, a on słuchał i się nie odzywał. Po raz pierwszy chciał słuchać, a nie być słuchanym. Zazdrościł jej pełnego szczęścia i miłości dzieciństwa. Dziewczyna na zmianę płakała, rzucała złośliwe komentarze pod swoim adresem, a nawet się śmiała. Draco stwierdził, że Gryfonka chyba oszalała. Jeśli tak dalej pójdzie to zamkną ją w Św. Mungu-pomyślał.
-Musze iść-odparła nagle i wstała gwałtownie. Na jej twarzy gościła determinacja. Otarła łzy i skierowała się w stronę zamku. Jednak po chwili powstrzymał ją Ślizgon. Złapał ją za rękę i odwrócił ku sobie.
-Dokąd masz zamiar iść w takim stanie?
-Nie twój interes Malfoy-warknęła złośliwie.
-Och czyżby?-Odparł chłodno.- Myślisz, ze cię tak teraz zostawię? Zapomnij Granger. Gdziekolwiek pójdziesz idę z tobą.
-Nie ważne- mruknęła.-Rób, co chcesz.
Wyrwała się mu i ruszyła w stronę zamku, a chłopak podążył za nią.
***
Deportowali się na ganek jednego z pięknie zadbanych domków jednorodzinnych. Hermiona patrzyła na białe drzwi nie mogąc się poruszyć. Uzyskała pozwolenie McGonagall na opuszczenie Hogwartu na kilka godzin. Niestety musiał jej towarzyszyć Malfoy.
-Nie musisz tam ze mną wchodzić-powiedziała w końcu.- Teren jest sprawdzony przez aurorów. Jest bezpiecznie.
-Wiem. Nie zmienia to jednak faktu, że mam cię pilnować.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i otworzyła drzwi. Był wczesny wieczór, ale tego dnia szybko zrobiło się ciemno, więc musiała zapalić światło. Draco wszedł za nią i zamknął drzwi. Rozejrzał się zaciekawiony. Widział pięknie zadbany korytarz, w którym znajdowała się komoda, a nad nią lustro. Obok zaś brązowy wieszak na płaszcze. Podążył za Gryfonką do salonu.
-Wszystko posprzątali-powiedziała cicho i usiadła na białej kanapie. Dopiero teraz spojrzała na swojego towarzysza.
Stał niedbale oparty o ścianę. Miał na sobie białą koszulę i czarny płaszcz. Włosy miał w artystycznym nieładzie. Zdawał się nie pasować do otoczenia. Do starych mebli, które tak uwielbiali jej rodzice. Do dużego zegara stojącego w rogu, któremu stanęły wskazówki. Do białego kominka, nad którym było pełno zdjęć jej i jej rodziców. Do starego brązowego dywanu w kremowe lilie. Dębowego stołu. Kwiatów w doniczkach.
Spojrzał na nią, jakby poczuł je wzrok na sobie. Znowu zagryzała wargę. Przełknął głośno ślinę, zrobiło się mu gorąco. Powoli podszedł do niej i usiadł obok. Chwycił ją za dłonie i spojrzał jej w oczy.
-Dlaczego chciałaś tu przyjść?
Odwróciła głowę. Wstała i podeszłą do kominka. Przyglądała się zdjęciom. Usłyszała jak wstał z kanapy i staną za nią.
-Hermiono?-Przymknęła oczy, w których nagromadziły się łzy. Słysząc swoje imię z jego ust poczuła przebiegający przez jej ciało rozkoszny dreszcz.-Hermiono odwróć się.
Pokręciła przecząco głową. Usłyszała, jak westchnął cicho. Złapał ją za ramiona i odwrócił do siebie. Nie patrzyła na niego. Lekko zirytowany Ślizgon podniósł jej głowę do góry.
-Otwórz oczy-zacisnęła wargi, ale po chwili uniosła powieki.-Pamiętaj, że to nie twoja wina. To, co się zdarzyło twoim rodzicom, mogło zdarzyć się każdemu.
-Nie umiesz pocieszać-mruknęła.
-Wcale się nie staram. Nie mogę znieść twojego widoku, gdy cierpisz.
-Ooo... Czyżby wielki Draco Malfoy miał uczucia? Cóż za odkrycie. -Sarknęła. Otarła twarz dłonią cofając się jednocześnie o krok od chłopaka. Przegryzła nieświadomie wargę próbując wymyślić jakąś kąśliwą uwagę.
-Mówiłem ci żebyś tak nie robiła-wyszeptał i wpił się w jej usta przyciskając ją do kominka.
Gryfonka oddała pocałunek. Chciała, choć na chwilę zapomnieć o wydarzeniach dnia dzisiejszego. Chłopak oderwał się od niej i oparł o jej czoło. Lewą ręką trzymał ją za szyję, a prawą talię. Przymknął oczy. Musiał opanować narastające podniecenie. Hermiona odsunęła go od siebie. Odeszła od niego.
-Idę spakować rzeczy rodziców-powiedziała po chwili.-Zostań tu. Niedługo wrócę.
Wyszła z pokoju. Draco oparł czoło o chłodną ścianę. Czuł, że jest coraz gorzej. Mała Gryfonka pociągała go i coraz trudniej mu było z tym walczyć. Chciał jej, pragnął... Z roku na rok coraz bardziej. A teraz? Teraz, gdy z nią przebywał dość często to pragnienie zwiększyło się stokrotnie. Musi ją zdobyć. Musi ją posiąść. Jest Malfoy'em. Co chce to ma. Ona nie będzie wyjątkiem. Och czyżby?-Irytujący głosik odezwał się w jego głowie.
Oderwał się gwałtownie od ściany i zaczął krążyć po pokoju próbując zapanować nad sobą. W jego umyśle była istna gonitwa myśli, które często się wykluczały. Miał dość tego wszystkiego. Tych wszystkich barier i ludzi, którzy go dzielili od Granger.
-Dobrze się czujesz?-Usłyszał spokojny głos Hermiony. Przystanął i spojrzał na nią. W ręku trzymała list. Oczy miała czerwone od płaczu. Dość długo musiał tak chodzić. -Ja... Ja już zapakowałam to, co chciałam. Jutro Ministerstwo sprzeda mieszkanie... Dostałam list od Harry'ego. Dzisiaj odbywa się spotkanie Zakonu. W Hogwarcie.
Patrzyła chwilę na niego, po czym skierowała się w stronę wyjścia, a Malfoy podążył za nią.
***
-Nie możemy tego tak zostawić-pani Weasley była oburzona.-Ktoś zaatakował tych biednych mugoli, a wszyscy wiemy, że to nie jedyny atak w ostatnim czasie...
Znajdowali się w starej klasie od transmutacji, która była obecnie nieużywana.
-Molly – odezwał się Kingsley- musimy ustalić, jakim schematem podąża Bractwo.
-Bractwo?-Spytał zdziwiony Ron.
-Śmierciożercy, którzy uciekli po bitwie założyli tajne stowarzyszenie. Nazywają siebie Bractwem.-Wytłumaczył ojciec rudzielca.
-Ale musimy coś zrobić-odparł Fred, a George potaknął.
Hermiona wstała z ławki i podeszła do okna.
-Skarbie dobrze się czujesz?-Pani Weasley podeszła do Gryfonki.-Jesteś blada.
-Panna Granger dużo przeszła-głos Dumbledore'a był niezwykle spokojny.- Niczego nam się nie uda zrobić dopóki nie ustalimy schematu, jakim podążają...
-Tak... Poczekajmy sobie, aż zginie więcej niewinnych ludzi, aby ustalić schemat...-Aberforth dość złośliwie skomentował wypowiedz brata.
-Może nie musimy tak długo czekać-Albus zdawał się nie słyszeć zgryźliwej nuty w jego głosie. -Może pan Malfoy nam coś doradzi?
Wszystkie oczy skupiły się na młodym Ślizgonie. Wszystkie, oprócz zielonych oczu Hermiony, która patrzyła przez okno na szkolne błonia, na które padał srebrzysty blask księżyca. Draco rozejrzał się wokół siebie, jakby zbierał myśli.
-Dlaczego on ma nam doradzać?-Warknął Ron.-Przecież on był Śmierciożercą...
-I właśnie odpowiedziałeś sobie na pytanie-odparł Snape chłodnym tonem.-Pan Malfoy, jako dość świeży może rzucić nieco światła na tę sprawę.
-Oczywiście-burknął rudzielec.
-Moim zdaniem oni na kogoś polują-odezwał się Malfoy.-Póki, co zabili tylko mugoli, którzy mieszkali w pobliżu domu rodziców Granger. Może chcą wywabić czarodziei, którzy nie są czystej krwi? Z tego, co pamiętam mieli takie plany...
-Ale żadna z rodzin, nie licząc Hermiony nie miała nikogo, kto byłby czarodziejem. -Skomentował Harry.
Zapanowała cisza, w której było słychać tylko wiejący wiatr i deszcz, który zaczął bębnić w szybę.
-Ostatnie dochodzenia w Ministerstwie doprowadziły nas do podobnego wniosku, co Draco. Każda z zabitych rodzin miała w swojej czarodzieja, którzy są już dorośli, więc mogliście ich nie znać.
-Więc chcą mojej śmierci-podsumowała cicho Hermiona. Wszyscy spojrzeli na nią. Odwróciła się od okna.-Ja... Ja idę spać. Jestem zmęczona. Takich fantastycznych urodzin nie zapomnę do końca życia.
Wyszła z klasy. Nikt nie próbował jej zatrzymać. Nikt się nie odezwał przez kilka minut.
-Co my teraz zrobimy?-Spytał Harry.
-Jak to, co zrobimy Potter?-Warknął Draco.-Ruszymy tyłki i będziemy pilnować Granger, żeby nie wpadła w tarapaty.