***
Doszli już do schodów. Na szczęście nikogo nie było na korytarzu nie licząc dwójki pierwszoroczniaków, którzy zniknęli zaraz za rogiem. Gryfonka od kilku minut przestała krzyczeć. Zwyczajnie bolało już ją gardło. Tak, jak mogła trzymała się Ślizgona, aby nie spaść, Nagle zatrzymali się.
-Słuchaj Willu-zaczął.-Teraz musisz iść do dormitorium i wziąć się za lekcje.
-Ale ja chciałem spędzić czas z Hermioną...
-Granger ma teraz inne zadanie do zrobienia.-Odparł niemal beznamiętnie, po czym dodał widząc smutną minę chłopca.- Na pewno jutro cały dzień spędzicie razem.
Chłopiec uśmiechnął się do niego. Pożegnał się z siostrą, która bez większego entuzjazmu mu pomachała na do widzenia. Malfoy postawił ją w końcu na ziemi. Musiał ją przytrzymać, bo zachwiała się niebezpiecznie. Zacisnął usta i usadził ją na najniższym stopniu, a następnie uklęknął przy niej. Złapał ją za głowę i delikatnie uniósł ku górze, aby spojrzała na niego. Z tak bliska widział ją wyraźnie. Brązowe włosy, które były w nieładzie. Duże, zielone oczy spoglądające bystro na niego. Drobny nosek delikatnie zadarty. Zmysłowe usta, które tak go kusiły... znowu zagryzała dolną wargę sprawiając, że miał ochotę ją pocałować. Z trudem się opanował. Stykali się kolanami. Mógł poczuć jej zapach, taki kobiecy... pachniała truskawkami. Jedną ręką podtrzymywał jej głowę, choć nie musiał. Drugą zaś trzymał na jej talii. Ona swoje miała na kolanach. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę.
W pewnym momencie Hermiona dotknęła prawą ręką dłoni na swoim policzku. Powoli zsunęła ją z twarzy na szyję, po czym położyła na kolanie. Cały czas patrzyła w stalowoszare tęczówki. Przechyliła delikatnie głowę.
Co prawdą, gdy ją postawił na nogi to zrobiło się jej słabo, ale już poczuła się lepiej. Odzyskała ostrość widzenia i teraz mogła mu się przyjrzeć. Dostrzegła srebrne plamki w oczach. Platynowe włosy w artystycznym nieładzie. Wąskie, zmysłowe usta... poczuła, gdy dotknęła jego dłoni, jak cały zesztywniał. Nie wiedziała tylko przez co konkretnie.
-Nie rób tak więcej-powiedział cicho.
-Dlaczego?-Szepnęła prowokująco.
-Bo mam nieodpartą ochotę, aby pozbyć się z ciebie tych wszystkich ubrań i kochać się z tobą tutaj. Bez względu na to, czy nas ktoś przyłapie.
Czuła, jak jej policzki oblekają się szkarłatem. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Może podobnej, ale nie tak bezpośredniej.
Nagle arystokrata wstał i bez słowa zostawił ją samą siedzącą na schodach. Pozostała na miejscu, póki jego sylwetka nie zniknęła za zakrętem. Wstała i powoli ruszyła do swojego dormitorium rozmyślając po drodze o tej całej sytuacji. Jednego była pewna. Musiała z nim porozmawiać. Musiała wymusić na nim obietnicę, że nie wyjawi nikomu tego, iż pochodzi z arystokracji. Nikt więcej nie może wiedzieć. Modliła się w duchu, żeby on nie rozgadał wszystkim jej tajemnicy. Co do jego słów, które powiedział nim odszedł... wolała do nich póki co nie wracać.
A Draco? Szedł z zamyślonym wyrazem twarzy. Jego plan działał perfekcyjnie. Najpierw to zaaranżowane spotkanie z rodzicami, akurat „przypadkiem” w tym samym miejscu i czasie, na którym William miał się również „przypadkiem” wygadać. Uśmiechnął się. Bardzo polubił tego dzieciaka. Swą bystrością i inteligencją przypominał mu Hermionę.
Gdy przeczytał list Gryfonki nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Chodził po pociągu tak długo, aż przypomniał sobie o spotkaniu prefektów, na które się spóźnił. A właściwie nie przyszedł. W obecnej chwili wiadomość, że Granger jest arystokratką sprawiło, że jego ojciec zainteresował się nią. Chłopak wiedział, że Lucjusz interesuje się każdą ładną buzią, która pochodzi z wyższych sfer. Za każdym razem wykorzystuje taką dziewczynę, po czym jak mu się znudzi lub znajdzie sobie inną porzuca ją i udaje, że nic się nie stało. Tym razem młody Malfoy nie miał zamiaru siedzieć z założonymi rękami. W końcu nie chodzi tu o pierwszą lepszą dziewczynę. Zasępił się. Dobrze zrobił, że namówił Willa, aby wygadał się o ich całowaniu. Zauważył minę ojca. Wiedział, że rękawica została rzucona, ale czy on ją podniesie? A jeśli tak to, co może zdarzyć się, jeżeli dwóch Malfoy’ów za wszelką cenę będą chcieli postawić na swoim? Który ostatecznie zdobędzie Gryfonkę? Ojciec, czy syn? Nie wiedział. Jednego tylko był pewien. To starcie wygra najlepszy i wątpił, aby jego lovelasowaty tatuś miał większe szanse od niego.
Zastanowił się. Im więcej czasu z nią spędza tym bardziej dociera do niego fakt, że mu na niej zależy. Czy się przyzna otwarcie do tego? Nigdy. Jeszcze, żadnej dziewczynie nie powiedział, że ją kocha. Bo niby, po co miał to mówić? Co, jak co, ale jeśli chodzi o uczucia to on zawsze jest szczery. Tego nauczyła go matka. Nie potrafił kłamać. Nie w tej sferze. Pokręcił głową. Dlaczego właśnie Granger? Mogłaby to być każda, a jego cholerne serce wybrało ją. Bo była inna niż wszystkie. Dopiero teraz dotarło do niego w pełni, jak ta zarozumiała Gryfonka jest niepowtarzalna. Czuł, że przegrał rundę w ich wspólnej grze. Brawo Granger. Jeden zero dla ciebie. Pora na rewanż.
Z tajemniczym błyskiem w oczach i uśmiechem na ustach wszedł do pokoju wspólnego Ślizgonów. Rozejrzał się, aż wypatrzył Diabła na jednym z foteli migdalącego się z jakąś blondynką z piątego roku.
-Mógłbyś chociaż pójść do siebie-skomentował i wygonił jakiegoś drugoklasistę z drugiego, czarnego fotela. Blaise oderwał się od swojej nowej zdobyczy i spojrzał na przyjaciela.
-Wiesz co Smoku? Jesteś zazdrosny i tyle.
-Nie bardzo-odparł beznamiętnie lustrując pomieszczenie.-Mam na oku chyba najbardziej zmysłową kobietę jaką znam i nie mam zamiaru skupiać się na innych.
Zabini szepnął coś dziewczynie, a ta z lekko obrażoną minę go zostawiła i poszła do koleżanek zarzucając długimi włosami. Chłopak niespecjalnie się tym przejął i nachylił się do przyjaciela.
-Draco... czy chodzi o Hermionę?
-Aha-mruknął. Zastanowiła go nutka troski w jego głosie.
Czarnoskóry wziął głęboki oddech.
-Wiesz co? Nie warto sobie nią zawracać głowy. Oboje wiemy, że i tak nic z tego nie będzie. Ma zły status krwi. Zapomniałeś?
Teraz to i Malfoy się nachylił do niego.
-Nie, nie zapomniałem.
Czarnoskóry wstał.
-Więc zrób światu przysługę i oszczędź dziewczynie zmartwień z twojego powodu. Co masz zamiar niby zrobić?-W jego głosie pobrzmiewała niebezpieczna nuta, połączona ze zdenerwowaniem.- Pobawisz się nią chwilę i rzucisz w kąt, jak każdą poprzednią?
-Dlaczego uważasz, że...-nie zdążył dokończyć, bo na kolanach usiadła mu Pansy Parkinson. Jej krótka do przesady czerwona spódniczka więcej odkrywała niż zakrywała.
-Wróciłeś kochany! Tak się stęskniłam!
Chciała go pocałować, lecz ją powstrzymał. Wstał i bezceremonialnie zrzucił ją z kolan. Zobaczył zawód w mopsowatej twarzy. Czy się tym przejął? Nie. Nie zasługiwała na to, aby nawet patrzeć na jego majestatyczną urodę młodego boga.
-Posłuchaj słońce-zaczął chłodno, aż się wzdrygnęła. W całym pokoju zrobiło się cicho, ponieważ każdy był łasy na kolejną scenę z udziałem zakochanej Ślizgonki i nieczułego arystokraty.-Nie obchodzi mnie to, że za mną tęskniłaś. Mam dość ciebie. Twojego gderliwego głosu, okropnego wyglądu. Nigdy nie byłaś i nigdy nie będziesz w kręgu moich zainteresowań. Jeśli jeszcze raz zrobisz coś podobnego to obiecuję ci, że obudzisz się pewnego pięknego dnia, a ja zadbam, aby ten dzień stał się twoim koszmarem.
Nie zdawał sobie sprawy, że z każdym wypowiadanym wyrazem mówił coraz ciszej, sprawiając, że brzmiał mroczno i strasznie. Wystraszona dziewczyna rozpłakała się i pobiegła do swojego dormitorium. Widząc to kilka dziewczyn parsknęło śmiechem i uśmiechnęły się zalotnie do Ślizgona. Chłopcy komentowali złośliwie Pansy naśmiewając się z jej zauroczenia.
-Właśnie o tym mówiłem.-Rzekł Blaise.-Lubię Hermionę i nie chcę by tak cierpiała. Już wystarczająco wytykałeś jej to, że jest nieczysta.
Odwrócił się z zamiarem odejścia, lecz Malfoy złapał go za ramię.
-Oboje dobrze wiemy, że Granger ostatnio zmieniła status.-Syknął, aby nikt nie usłyszał.-Myśl sobie, co chcesz. To, że ją obrażałem od samego początku nie znaczy, że mnie nie intrygowała... poza tym ona jest zupełnie inna od tych wszystkich pustych panienek.
-Łoo.. czyżby zdążyła cię zauroczyć?-Zaśmiał się czarnoskóry.-Radzę ci się pospieszyć jeśli chcesz coś na poważnie z nią świrować, bo z tego co słyszałem jest celem niejednego chłopaka z tej szkoły. Ale jeśli chcesz się nią tylko zabawić to odpuść sobie od razu.
To powiedziawszy zostawił przyjaciela i podszedł do swojej blondynki, aby wziąć ją za rękę i poprowadzić do swojego dormitorium. Zastanowił się. Diabeł mógł mieć sporo racji. Nie miał zamiaru się nią bawić i na końcu zostawić. Jego plan był inny. Denerwował go tylko fakt, że przecież niejeden chłopak się za nią ogląda... a zwłaszcza ten parszywy Wieprzlej i Wybraniec. Musi ją zdobyć przed nimi. Od czego zacząć? Najlepiej od szklanki ognistej lub dwóch.
***
Narcyza stała obok okna i wyglądała przez nie. Była w bibliotece wraz ze swoim mężem, który siedział wygodnie w fotelu i przyglądał się żonie. Zauważył, że z biegiem lat niewiele się zmieniła. Jej ponętna figura przyciągała spojrzenia niejednego mężczyzny, który widząc jego odwracał wzrok w innym kierunku. Dzisiaj miała na sobie czerwoną garsonkę. Włosy rozpuszczone, okrywały delikatne ramiona.
-O czym tak myślisz Narcyzo?-Odwróciła się do niego. Ręce miała założone na piersi.
-Myślę o Hermionie.-Widząc jego pytające spojrzenie wytłumaczyła.-Ciągle zżerają mnie wyrzuty sumienia za to, co jej robiła Bella... w naszym domu... myśląc, że jest brudnokrwistą. Ja.. podczas ostatniego starcia Czarnego Pana z Harry'm Potterem wpadłam na Hermionę. Nie zaatakowała mnie. Nie wiem czemu... Poprosiłam ją o pomoc. Żeby odnalazła naszego syna-w jej oczach zabłysły łzy.-Zgodziła się bez słowa. Nie mam pojęcia dlaczego... po tym wszystkim, ile przez nas wycierpiała... bez słowa pomogła...
Lucjusz wstał i podszedł do żony. Złapał ją za ramiona i powiedział:
-Ona jest Gryfonką. Mimo wszystko, co myślę o tym Domie to jedno trzeba im przyznać. Nie ma bardziej szlachetniejszych i odważnych serc niż w Gryffindor'ze. Może powinniśmy się z nią spotkać i podziękować jej? Zwłaszcza, jak się okazało, że jest córką Mark'a. Nie wypada mieć jakiś niedokończonych spraw, które kładą cień na naszą znajomość z Dark'ami.
-Myślisz, że się zgodzi?-Wyszeptała z nadzieją w niebieskich oczach. Kiwnął głową. Kobieta uśmiechnęła się i niemal wybiegła z biblioteki mówić, że idzie napisać do Hermiony.
Mężczyzna znów usiadł w miękkim fotelu. Napił się kawy, która robiła się już zimna. Skrzywił się. Nie lubił zimnej kawy, ale musiał ją wypić. Czekała go nocna zmiana w Hogwarcie.
Nudziło go patrolowanie korytarzy, ale i tak było to ciekawsze niż siedzenie w domu. Może spotka tę całą Hermionę? Zastanowił się. Jego bystrym oczom nie umknął fakt, że bardzo się zmieniła w ostatnim czasie. Czy Draco o niej wspominał? Dość często, jak mówił o Wybrańcu... zapewne spodobała się mu-pomyślał. Zegar na ścianie wybił dwudziestą. Lucjusz po raz kolejny wstał. Dopił zimną kawę i podszedł do kominka. Wziął do ręki garść szarego proszku i wszedł w płomienie mówić wyraźnie :”Hogwart, gabinet dyrektora”. Zielone płomienie otuliły go i po chwili nikogo nie było w bibliotece.
Państwo Malfoy nie wiedzieli o tym, ale to było jedno z ulubionych miejsc ich syna. Bardzo często przychodził tu i pogrążał się w lekturze. W ten sposób uciekał od świata. Od ludzi. Od wszystkiego, co znał.
Niekiedy Narcyza również przychodziła czytać. Jednak robiła to bardzo rzadko. Myślała dużo o swoim synu i martwiła się o niego. Czy mu się uda osiągną to, co chce? To pytanie kołatało się w głowie biednej kobiecie, która z zapartym tchem pisała list do pewnej Gryfonki z prośbą o spotkanie.
***
Całą niedzielę spędziła z Williamem, Harry'm, Ginny i Ronem. Siedzieli wspólnie na błoniach rozkoszując się wyjątkowo ciepłym dniem. Jednak dzień szybko minął, a Hermiona nie mogła w nocy zasnąć. Spojrzała na zegar. Wskazywał na dwudziestą trzecią. Przewróciła się na bok i zamknęła oczy. Uparcie powracała jej w myślach wczorajsza scena, w której dużą rolę odegrał pewien arystokrata. Westchnęła. Wiedziała, że nie zaśnie. Wstała i ubrała szlafrok, po czym wyszła z dormitorium. W pokoju wspólnym zauważyła kilkoro uczniów czwartej i piątej klasy. Fuknęła na nich, że mają iść spać, a gdy znikli w swoich pokojach wyszła z wieży. Musiała się przejść. Otuliła się ciaśniej z zimna. Szła nie zważając jaką droga idzie. Myślała. Myślała o Malfoy'u.
Skręciła za róg i wpadła na kogoś. Zauważyła tylko jasne włosy w świetle księżyca. Wysoka postać odwróciła się. W czarnej szacie spoglądał na nią z delikatnym uśmiechem Lucjusz Malfoy.
-Nie ładnie tak łazić po nocy-zagadnął.
-Ja...-chrząknęła.-Nie mogłam spać.
-Ciężki dzień?
-Tak jakby-odparła wymijająco. Nie chciała mu zdradzać prawdziwego powodu.
Mężczyzna podszedł do jednej z okiennic. Po chwili i ona to zrobiła. Wpatrywali się chwilę w księżyc, który odbijał się w niczym niezmąconej tafli wody. Nawet wiatr przestał wiać. Zakazany Las wyglądał tajemniczo i niebezpiecznie. Błonia okryte srebrnym blaskiem wyglądały pięknie. Gwiazdy zaczęły wyłaniać się zza chmur.
-Piękny widok-powiedziała. Niezręczna była dla niej ta cisza.
-Zaiste-mruknął.-Hogwart kryje w sobie wiele niespodzianek. Kiedy byłem jeszcze uczniem odkryłem wiele tajemnic tego miejsca. Niektóre mogłyby ci się spodobać-uśmiechnął się delikatnie.-Gdy nadchodzi ostatni rok nauki zaczyna się doceniać uroki tego miejsca. Każdej lekcji, każdej przerwy... wszystko jest bardziej intensywne. Na ostatnim roku oświadczyłem się Narcyzie-uśmiechnął się szerzej.-Wiesz jaka była zdziwiona? Zabrałem ją w środku nocy z dormitorium. Zaprowadziłem na szczyt wieży astronomicznej. Księżyc wtedy świecił tak jak dzisiaj. Noc była podobna, choć wtedy zbliżało się lato, a nie zima.
-Dlaczego mi pan to opowiada?-Spytała, gdy zamilkł.
-Chciałbym wiedzieć-odparł beztrosko.-Jak znajdziesz na to odpowiedź to przyślij mi sowę.
Uśmiechnęła się. Znowu umilkli. Oboje wpatrywali się w nocny krajobraz.
-Nie ma dwóch takich samych nocy-rzekła po chwili patrzą w odległy punkt na horyzoncie. Lucjusz spojrzał na nią.-Ani dwóch takich samych chwil. Rzeka nigdy nie będzie taka sama. Czas wszystko zmienia. Nic nie zdarza się dwa razy tak samo. Nie ma dwóch tych samych uścisków, czy pocałunków. Mogą być podobne, ale nie takie same.
-Zaskakujesz mnie panno Granger. Gdzie to wyczytałaś?
-Nie pamiętam-odparła.-Ale to jest nie ważne.
-Może i tak, ale to co powiedziałaś jest prawdziwe. Nic nie zdarza się dwa razy tak samo.
Hermiona dziwnie się czuła. Stała w środku nocy gawędząc sobie z niegdysiejszym wrogiem, jak z normalnym znajomym. Może być jeszcze dziwniej? Wspomnienie pana Malfoy'a zbudziły w niej myśli o przyszłości. Czy ona kiedykolwiek poczuje coś takiego, jak Narcyza? Czy ktoś zaprowadzi ją w środku nocy na szczyt wieży astronomicznej i poprosi o rękę? Czy istnieje ktoś, kto kocha ją lub pokocha w taki sposób,aby spędzić z nią resztę życia? Aby założyć rodzinę i wychować dzieci? Posmutniała. Na nieszczęście on to zauważył.
-Coś się stało?
-Nie-odparła powoli.-Po prostu... jestem zmęczona. Chyba już wrócę do siebie. Jutro mam zajęcia i chciałabym się wyspać. Do widzenia.
-Do widzenia-rzekł.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i tyle ją widział. Okazała się być miłym przerywnikiem w patrolowaniu korytarzy zamczyska. Rozmowa z nią sprawiła mu przyjemność. Lubił rozmawiać z kobietami. Zwłaszcza z takimi, które reprezentowały sobą coś więcej niż urodę, nawet jeśli są w piżamie i szlafroku.
Rozbawiło go to, jak zobaczył ją w takim stroju. Uświadomił sobie, że właśnie stracił okazję, żeby jej podziękować i ją przeprosić. A taka okazja mogła się prędko nie zdarzyć. Przecież nie ma dwóch takich samych chwil...
***
Śniadanie zjadła w biegu, bo zaspała. Listy które dostała dzięki sówkom schowała pospiesznie do torby zajadając tosta.
-Wyglądasz, jakbyś nie spała całą noc-odezwał się Ron nakładający sobie na talerz szóstą kiełbaskę. Cieszyła się, że się pogodzili.
-Nie mogłam zasnąć.- Nie opowiedziała przyjaciołom o jej nocnym spotkaniu z ojcem tlenionej fretki. Nie chciała słuchać ich komentarzy. Zmieniła temat.-Tyle mam do zrobienia w tym tygodniu, że nie wiem za co mam się zabrać najpierw. W środę mam dyżur nocny z Malfoy'em, a w sobotę jest bal i chciałabym, żeby było perfekcyjnie.
-Co wymyśliłaś?-Wtrąciła Ginny.
-Motywem przewodnim będzie, że tak to określę średniowieczna Wenecja. Wiesz... piękne suknie, wymyślne fryzury i przede wszystkim tajemnicze maski.
-Zapowiada się ciekawie-podsumował Harry.
-Jeśli lubisz się w takie coś bawić-burknął Ron.-Myślisz, że chłopakom się spodoba coś takiego? Jakiś głupi bal? Lepszy byłby jakiś pojedynek, czy coś...
Wtem od drzwi do Wielkiej Sali odbił czerwony promień. Do ich uszu doszły jakieś krzyki. Tym razem niebieski promień dosięgnął drzwi. Grono pedagogiczne na czele z samym Dumbledore'm szybko wyszło z Sali, aby sprawdzić, co się dzieje uprzednio nakazując uczniom, by zostali na miejscach. Oczywiście wszyscy wybiegli za nimi.
Gdy wyszli ujrzeli dwóch uczniów ostatniej klasy. Ciemnowłosego Krukona, który miał nienaturalnie powiększone przednie zęby i tlenionego Ślizgona, któremu skórę pokrywały łuski, jak u prawdziwego węża. Obaj, gdy zobaczyli dyrektora natychmiast się uspokoili.
-O co chodzi chłopcy?-Zagadnął ich wesoło, jakby pytał o pogodę. Krukon nie mógł odpowiedzieć, przez swoje olbrzymie zęby, natomiast Ślizgon, gdy tylko otwierał usta słychać było syk. Widząc to starzec odesłał ich z panią Pomfrey do Skrzydła Szpitalnego, a ciekawskich uczniów pogonił na lekcje.
Hermiona zgarnęła swoją torbę i razem z przyjaciółmi poszła na transmutację. Odczuwała dziwną potrzebę sprawdzenia, czy z tlenioną fretką jest wszystko w porządku, ale powstrzymała się od wyrażenia chęci sprawdzenia stanu zdrowia arystokraty.
-Wiecie może, o co im poszło?-Dopytywał się Ron.
-Chciałeś pojedynku to go dostałeś-odparła brązowowłosa. Weasley się skrzywił.
-Pewnie Malfoy'owi nie spodobało się to, że szedł za tym Krukonem do Wielkiej Sali-odparł Harry, ale wcale nie był do tego przekonany.
-Zaspokoję waszą ciekawość-Blaise nagle zmaterializował się obok nich.- Ten Paul z Revenclaw'u opowiadał koledze, że ma zamiar zaprosić ciebie-wskazał Hermionę- na sobotni bal. Draconowi się to nie spodobało.
-A co on ma do tego?-Warknął Ron.
-Och Weasley... wkrótce się dowiesz i raczej nie będziesz zadowolony zważając na twoje maślane oczy do naszej cudownej Gryfonki.
Uśmiechnął się łobuzersko i dołączył do swoich znajomych. Ron był czerwony jak dojrzały pomidor. Harry próbował go uspokoić, ale nie na wiele się to zdało. Dopiero profesor McGonagall. Która wpuściła ich do sali zapanowała nad oburzonym Gryfonem.
Dzisiaj mieli ćwiczyć zaklęcie Reparlfarge, które usuwa skutki błędnej transmutacji i zaklęcie homomorficzne pozwalające przywrócić prawidłową postać człowieka poddanego transmutacji.
Opiekunka Gryffindor'u dobrała ich w pary i połowę z nich transmutowała w całości lub w części w rozmaite stworzenia lub przedmioty. Zadaniem drugiej połowy, było przywrócenie partnera do pierwotnego wyglądu. Hermiona trafiła na Harry'ego, który miał obecnie ręce ośmiornicy i dziób hipogryfa.
Malfoy nie zjawił się do końca lekcji. Po wyczerpujących czterogodzinnych zajęciach zmęczeni uczniowie skierowali swoje kroki na obiad. Wyjątkowo Gryfoni i Ślizgoni nie spierali się między sobą. Wyczerpanie dawało się we znaki. Prawie nikomu nie udało się opanować zaklęć. Niemal zawsze profesor McGonagall musiała sama wszystkich odczarowywać. Podwojone godziny lekcji na ostatnim roku były ciężkie do przeżycia dla uczniów.
-Ale jestem głodny- marudził Ron.
-Chyba wspominałam kiedyś o tasiemcu?-Jego siostra wystawiła mu język.
Jak na zawołanie przed nimi pojawiły się rozmaite potrawy. Wszyscy zabrali się do jedzenia niewiele mówiąc. Hermiona przypomniała sobie o listach, które dostała. Wyciągnęła je z torby i otworzyła pierwszy.
-Słuchaj Willu-zaczął.-Teraz musisz iść do dormitorium i wziąć się za lekcje.
-Ale ja chciałem spędzić czas z Hermioną...
-Granger ma teraz inne zadanie do zrobienia.-Odparł niemal beznamiętnie, po czym dodał widząc smutną minę chłopca.- Na pewno jutro cały dzień spędzicie razem.
Chłopiec uśmiechnął się do niego. Pożegnał się z siostrą, która bez większego entuzjazmu mu pomachała na do widzenia. Malfoy postawił ją w końcu na ziemi. Musiał ją przytrzymać, bo zachwiała się niebezpiecznie. Zacisnął usta i usadził ją na najniższym stopniu, a następnie uklęknął przy niej. Złapał ją za głowę i delikatnie uniósł ku górze, aby spojrzała na niego. Z tak bliska widział ją wyraźnie. Brązowe włosy, które były w nieładzie. Duże, zielone oczy spoglądające bystro na niego. Drobny nosek delikatnie zadarty. Zmysłowe usta, które tak go kusiły... znowu zagryzała dolną wargę sprawiając, że miał ochotę ją pocałować. Z trudem się opanował. Stykali się kolanami. Mógł poczuć jej zapach, taki kobiecy... pachniała truskawkami. Jedną ręką podtrzymywał jej głowę, choć nie musiał. Drugą zaś trzymał na jej talii. Ona swoje miała na kolanach. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę.
W pewnym momencie Hermiona dotknęła prawą ręką dłoni na swoim policzku. Powoli zsunęła ją z twarzy na szyję, po czym położyła na kolanie. Cały czas patrzyła w stalowoszare tęczówki. Przechyliła delikatnie głowę.
Co prawdą, gdy ją postawił na nogi to zrobiło się jej słabo, ale już poczuła się lepiej. Odzyskała ostrość widzenia i teraz mogła mu się przyjrzeć. Dostrzegła srebrne plamki w oczach. Platynowe włosy w artystycznym nieładzie. Wąskie, zmysłowe usta... poczuła, gdy dotknęła jego dłoni, jak cały zesztywniał. Nie wiedziała tylko przez co konkretnie.
-Nie rób tak więcej-powiedział cicho.
-Dlaczego?-Szepnęła prowokująco.
-Bo mam nieodpartą ochotę, aby pozbyć się z ciebie tych wszystkich ubrań i kochać się z tobą tutaj. Bez względu na to, czy nas ktoś przyłapie.
Czuła, jak jej policzki oblekają się szkarłatem. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Może podobnej, ale nie tak bezpośredniej.
Nagle arystokrata wstał i bez słowa zostawił ją samą siedzącą na schodach. Pozostała na miejscu, póki jego sylwetka nie zniknęła za zakrętem. Wstała i powoli ruszyła do swojego dormitorium rozmyślając po drodze o tej całej sytuacji. Jednego była pewna. Musiała z nim porozmawiać. Musiała wymusić na nim obietnicę, że nie wyjawi nikomu tego, iż pochodzi z arystokracji. Nikt więcej nie może wiedzieć. Modliła się w duchu, żeby on nie rozgadał wszystkim jej tajemnicy. Co do jego słów, które powiedział nim odszedł... wolała do nich póki co nie wracać.
A Draco? Szedł z zamyślonym wyrazem twarzy. Jego plan działał perfekcyjnie. Najpierw to zaaranżowane spotkanie z rodzicami, akurat „przypadkiem” w tym samym miejscu i czasie, na którym William miał się również „przypadkiem” wygadać. Uśmiechnął się. Bardzo polubił tego dzieciaka. Swą bystrością i inteligencją przypominał mu Hermionę.
Gdy przeczytał list Gryfonki nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Chodził po pociągu tak długo, aż przypomniał sobie o spotkaniu prefektów, na które się spóźnił. A właściwie nie przyszedł. W obecnej chwili wiadomość, że Granger jest arystokratką sprawiło, że jego ojciec zainteresował się nią. Chłopak wiedział, że Lucjusz interesuje się każdą ładną buzią, która pochodzi z wyższych sfer. Za każdym razem wykorzystuje taką dziewczynę, po czym jak mu się znudzi lub znajdzie sobie inną porzuca ją i udaje, że nic się nie stało. Tym razem młody Malfoy nie miał zamiaru siedzieć z założonymi rękami. W końcu nie chodzi tu o pierwszą lepszą dziewczynę. Zasępił się. Dobrze zrobił, że namówił Willa, aby wygadał się o ich całowaniu. Zauważył minę ojca. Wiedział, że rękawica została rzucona, ale czy on ją podniesie? A jeśli tak to, co może zdarzyć się, jeżeli dwóch Malfoy’ów za wszelką cenę będą chcieli postawić na swoim? Który ostatecznie zdobędzie Gryfonkę? Ojciec, czy syn? Nie wiedział. Jednego tylko był pewien. To starcie wygra najlepszy i wątpił, aby jego lovelasowaty tatuś miał większe szanse od niego.
Zastanowił się. Im więcej czasu z nią spędza tym bardziej dociera do niego fakt, że mu na niej zależy. Czy się przyzna otwarcie do tego? Nigdy. Jeszcze, żadnej dziewczynie nie powiedział, że ją kocha. Bo niby, po co miał to mówić? Co, jak co, ale jeśli chodzi o uczucia to on zawsze jest szczery. Tego nauczyła go matka. Nie potrafił kłamać. Nie w tej sferze. Pokręcił głową. Dlaczego właśnie Granger? Mogłaby to być każda, a jego cholerne serce wybrało ją. Bo była inna niż wszystkie. Dopiero teraz dotarło do niego w pełni, jak ta zarozumiała Gryfonka jest niepowtarzalna. Czuł, że przegrał rundę w ich wspólnej grze. Brawo Granger. Jeden zero dla ciebie. Pora na rewanż.
Z tajemniczym błyskiem w oczach i uśmiechem na ustach wszedł do pokoju wspólnego Ślizgonów. Rozejrzał się, aż wypatrzył Diabła na jednym z foteli migdalącego się z jakąś blondynką z piątego roku.
-Mógłbyś chociaż pójść do siebie-skomentował i wygonił jakiegoś drugoklasistę z drugiego, czarnego fotela. Blaise oderwał się od swojej nowej zdobyczy i spojrzał na przyjaciela.
-Wiesz co Smoku? Jesteś zazdrosny i tyle.
-Nie bardzo-odparł beznamiętnie lustrując pomieszczenie.-Mam na oku chyba najbardziej zmysłową kobietę jaką znam i nie mam zamiaru skupiać się na innych.
Zabini szepnął coś dziewczynie, a ta z lekko obrażoną minę go zostawiła i poszła do koleżanek zarzucając długimi włosami. Chłopak niespecjalnie się tym przejął i nachylił się do przyjaciela.
-Draco... czy chodzi o Hermionę?
-Aha-mruknął. Zastanowiła go nutka troski w jego głosie.
Czarnoskóry wziął głęboki oddech.
-Wiesz co? Nie warto sobie nią zawracać głowy. Oboje wiemy, że i tak nic z tego nie będzie. Ma zły status krwi. Zapomniałeś?
Teraz to i Malfoy się nachylił do niego.
-Nie, nie zapomniałem.
Czarnoskóry wstał.
-Więc zrób światu przysługę i oszczędź dziewczynie zmartwień z twojego powodu. Co masz zamiar niby zrobić?-W jego głosie pobrzmiewała niebezpieczna nuta, połączona ze zdenerwowaniem.- Pobawisz się nią chwilę i rzucisz w kąt, jak każdą poprzednią?
-Dlaczego uważasz, że...-nie zdążył dokończyć, bo na kolanach usiadła mu Pansy Parkinson. Jej krótka do przesady czerwona spódniczka więcej odkrywała niż zakrywała.
-Wróciłeś kochany! Tak się stęskniłam!
Chciała go pocałować, lecz ją powstrzymał. Wstał i bezceremonialnie zrzucił ją z kolan. Zobaczył zawód w mopsowatej twarzy. Czy się tym przejął? Nie. Nie zasługiwała na to, aby nawet patrzeć na jego majestatyczną urodę młodego boga.
-Posłuchaj słońce-zaczął chłodno, aż się wzdrygnęła. W całym pokoju zrobiło się cicho, ponieważ każdy był łasy na kolejną scenę z udziałem zakochanej Ślizgonki i nieczułego arystokraty.-Nie obchodzi mnie to, że za mną tęskniłaś. Mam dość ciebie. Twojego gderliwego głosu, okropnego wyglądu. Nigdy nie byłaś i nigdy nie będziesz w kręgu moich zainteresowań. Jeśli jeszcze raz zrobisz coś podobnego to obiecuję ci, że obudzisz się pewnego pięknego dnia, a ja zadbam, aby ten dzień stał się twoim koszmarem.
Nie zdawał sobie sprawy, że z każdym wypowiadanym wyrazem mówił coraz ciszej, sprawiając, że brzmiał mroczno i strasznie. Wystraszona dziewczyna rozpłakała się i pobiegła do swojego dormitorium. Widząc to kilka dziewczyn parsknęło śmiechem i uśmiechnęły się zalotnie do Ślizgona. Chłopcy komentowali złośliwie Pansy naśmiewając się z jej zauroczenia.
-Właśnie o tym mówiłem.-Rzekł Blaise.-Lubię Hermionę i nie chcę by tak cierpiała. Już wystarczająco wytykałeś jej to, że jest nieczysta.
Odwrócił się z zamiarem odejścia, lecz Malfoy złapał go za ramię.
-Oboje dobrze wiemy, że Granger ostatnio zmieniła status.-Syknął, aby nikt nie usłyszał.-Myśl sobie, co chcesz. To, że ją obrażałem od samego początku nie znaczy, że mnie nie intrygowała... poza tym ona jest zupełnie inna od tych wszystkich pustych panienek.
-Łoo.. czyżby zdążyła cię zauroczyć?-Zaśmiał się czarnoskóry.-Radzę ci się pospieszyć jeśli chcesz coś na poważnie z nią świrować, bo z tego co słyszałem jest celem niejednego chłopaka z tej szkoły. Ale jeśli chcesz się nią tylko zabawić to odpuść sobie od razu.
To powiedziawszy zostawił przyjaciela i podszedł do swojej blondynki, aby wziąć ją za rękę i poprowadzić do swojego dormitorium. Zastanowił się. Diabeł mógł mieć sporo racji. Nie miał zamiaru się nią bawić i na końcu zostawić. Jego plan był inny. Denerwował go tylko fakt, że przecież niejeden chłopak się za nią ogląda... a zwłaszcza ten parszywy Wieprzlej i Wybraniec. Musi ją zdobyć przed nimi. Od czego zacząć? Najlepiej od szklanki ognistej lub dwóch.
***
Narcyza stała obok okna i wyglądała przez nie. Była w bibliotece wraz ze swoim mężem, który siedział wygodnie w fotelu i przyglądał się żonie. Zauważył, że z biegiem lat niewiele się zmieniła. Jej ponętna figura przyciągała spojrzenia niejednego mężczyzny, który widząc jego odwracał wzrok w innym kierunku. Dzisiaj miała na sobie czerwoną garsonkę. Włosy rozpuszczone, okrywały delikatne ramiona.
-O czym tak myślisz Narcyzo?-Odwróciła się do niego. Ręce miała założone na piersi.
-Myślę o Hermionie.-Widząc jego pytające spojrzenie wytłumaczyła.-Ciągle zżerają mnie wyrzuty sumienia za to, co jej robiła Bella... w naszym domu... myśląc, że jest brudnokrwistą. Ja.. podczas ostatniego starcia Czarnego Pana z Harry'm Potterem wpadłam na Hermionę. Nie zaatakowała mnie. Nie wiem czemu... Poprosiłam ją o pomoc. Żeby odnalazła naszego syna-w jej oczach zabłysły łzy.-Zgodziła się bez słowa. Nie mam pojęcia dlaczego... po tym wszystkim, ile przez nas wycierpiała... bez słowa pomogła...
Lucjusz wstał i podszedł do żony. Złapał ją za ramiona i powiedział:
-Ona jest Gryfonką. Mimo wszystko, co myślę o tym Domie to jedno trzeba im przyznać. Nie ma bardziej szlachetniejszych i odważnych serc niż w Gryffindor'ze. Może powinniśmy się z nią spotkać i podziękować jej? Zwłaszcza, jak się okazało, że jest córką Mark'a. Nie wypada mieć jakiś niedokończonych spraw, które kładą cień na naszą znajomość z Dark'ami.
-Myślisz, że się zgodzi?-Wyszeptała z nadzieją w niebieskich oczach. Kiwnął głową. Kobieta uśmiechnęła się i niemal wybiegła z biblioteki mówić, że idzie napisać do Hermiony.
Mężczyzna znów usiadł w miękkim fotelu. Napił się kawy, która robiła się już zimna. Skrzywił się. Nie lubił zimnej kawy, ale musiał ją wypić. Czekała go nocna zmiana w Hogwarcie.
Nudziło go patrolowanie korytarzy, ale i tak było to ciekawsze niż siedzenie w domu. Może spotka tę całą Hermionę? Zastanowił się. Jego bystrym oczom nie umknął fakt, że bardzo się zmieniła w ostatnim czasie. Czy Draco o niej wspominał? Dość często, jak mówił o Wybrańcu... zapewne spodobała się mu-pomyślał. Zegar na ścianie wybił dwudziestą. Lucjusz po raz kolejny wstał. Dopił zimną kawę i podszedł do kominka. Wziął do ręki garść szarego proszku i wszedł w płomienie mówić wyraźnie :”Hogwart, gabinet dyrektora”. Zielone płomienie otuliły go i po chwili nikogo nie było w bibliotece.
Państwo Malfoy nie wiedzieli o tym, ale to było jedno z ulubionych miejsc ich syna. Bardzo często przychodził tu i pogrążał się w lekturze. W ten sposób uciekał od świata. Od ludzi. Od wszystkiego, co znał.
Niekiedy Narcyza również przychodziła czytać. Jednak robiła to bardzo rzadko. Myślała dużo o swoim synu i martwiła się o niego. Czy mu się uda osiągną to, co chce? To pytanie kołatało się w głowie biednej kobiecie, która z zapartym tchem pisała list do pewnej Gryfonki z prośbą o spotkanie.
***
Całą niedzielę spędziła z Williamem, Harry'm, Ginny i Ronem. Siedzieli wspólnie na błoniach rozkoszując się wyjątkowo ciepłym dniem. Jednak dzień szybko minął, a Hermiona nie mogła w nocy zasnąć. Spojrzała na zegar. Wskazywał na dwudziestą trzecią. Przewróciła się na bok i zamknęła oczy. Uparcie powracała jej w myślach wczorajsza scena, w której dużą rolę odegrał pewien arystokrata. Westchnęła. Wiedziała, że nie zaśnie. Wstała i ubrała szlafrok, po czym wyszła z dormitorium. W pokoju wspólnym zauważyła kilkoro uczniów czwartej i piątej klasy. Fuknęła na nich, że mają iść spać, a gdy znikli w swoich pokojach wyszła z wieży. Musiała się przejść. Otuliła się ciaśniej z zimna. Szła nie zważając jaką droga idzie. Myślała. Myślała o Malfoy'u.
Skręciła za róg i wpadła na kogoś. Zauważyła tylko jasne włosy w świetle księżyca. Wysoka postać odwróciła się. W czarnej szacie spoglądał na nią z delikatnym uśmiechem Lucjusz Malfoy.
-Nie ładnie tak łazić po nocy-zagadnął.
-Ja...-chrząknęła.-Nie mogłam spać.
-Ciężki dzień?
-Tak jakby-odparła wymijająco. Nie chciała mu zdradzać prawdziwego powodu.
Mężczyzna podszedł do jednej z okiennic. Po chwili i ona to zrobiła. Wpatrywali się chwilę w księżyc, który odbijał się w niczym niezmąconej tafli wody. Nawet wiatr przestał wiać. Zakazany Las wyglądał tajemniczo i niebezpiecznie. Błonia okryte srebrnym blaskiem wyglądały pięknie. Gwiazdy zaczęły wyłaniać się zza chmur.
-Piękny widok-powiedziała. Niezręczna była dla niej ta cisza.
-Zaiste-mruknął.-Hogwart kryje w sobie wiele niespodzianek. Kiedy byłem jeszcze uczniem odkryłem wiele tajemnic tego miejsca. Niektóre mogłyby ci się spodobać-uśmiechnął się delikatnie.-Gdy nadchodzi ostatni rok nauki zaczyna się doceniać uroki tego miejsca. Każdej lekcji, każdej przerwy... wszystko jest bardziej intensywne. Na ostatnim roku oświadczyłem się Narcyzie-uśmiechnął się szerzej.-Wiesz jaka była zdziwiona? Zabrałem ją w środku nocy z dormitorium. Zaprowadziłem na szczyt wieży astronomicznej. Księżyc wtedy świecił tak jak dzisiaj. Noc była podobna, choć wtedy zbliżało się lato, a nie zima.
-Dlaczego mi pan to opowiada?-Spytała, gdy zamilkł.
-Chciałbym wiedzieć-odparł beztrosko.-Jak znajdziesz na to odpowiedź to przyślij mi sowę.
Uśmiechnęła się. Znowu umilkli. Oboje wpatrywali się w nocny krajobraz.
-Nie ma dwóch takich samych nocy-rzekła po chwili patrzą w odległy punkt na horyzoncie. Lucjusz spojrzał na nią.-Ani dwóch takich samych chwil. Rzeka nigdy nie będzie taka sama. Czas wszystko zmienia. Nic nie zdarza się dwa razy tak samo. Nie ma dwóch tych samych uścisków, czy pocałunków. Mogą być podobne, ale nie takie same.
-Zaskakujesz mnie panno Granger. Gdzie to wyczytałaś?
-Nie pamiętam-odparła.-Ale to jest nie ważne.
-Może i tak, ale to co powiedziałaś jest prawdziwe. Nic nie zdarza się dwa razy tak samo.
Hermiona dziwnie się czuła. Stała w środku nocy gawędząc sobie z niegdysiejszym wrogiem, jak z normalnym znajomym. Może być jeszcze dziwniej? Wspomnienie pana Malfoy'a zbudziły w niej myśli o przyszłości. Czy ona kiedykolwiek poczuje coś takiego, jak Narcyza? Czy ktoś zaprowadzi ją w środku nocy na szczyt wieży astronomicznej i poprosi o rękę? Czy istnieje ktoś, kto kocha ją lub pokocha w taki sposób,aby spędzić z nią resztę życia? Aby założyć rodzinę i wychować dzieci? Posmutniała. Na nieszczęście on to zauważył.
-Coś się stało?
-Nie-odparła powoli.-Po prostu... jestem zmęczona. Chyba już wrócę do siebie. Jutro mam zajęcia i chciałabym się wyspać. Do widzenia.
-Do widzenia-rzekł.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i tyle ją widział. Okazała się być miłym przerywnikiem w patrolowaniu korytarzy zamczyska. Rozmowa z nią sprawiła mu przyjemność. Lubił rozmawiać z kobietami. Zwłaszcza z takimi, które reprezentowały sobą coś więcej niż urodę, nawet jeśli są w piżamie i szlafroku.
Rozbawiło go to, jak zobaczył ją w takim stroju. Uświadomił sobie, że właśnie stracił okazję, żeby jej podziękować i ją przeprosić. A taka okazja mogła się prędko nie zdarzyć. Przecież nie ma dwóch takich samych chwil...
***
Śniadanie zjadła w biegu, bo zaspała. Listy które dostała dzięki sówkom schowała pospiesznie do torby zajadając tosta.
-Wyglądasz, jakbyś nie spała całą noc-odezwał się Ron nakładający sobie na talerz szóstą kiełbaskę. Cieszyła się, że się pogodzili.
-Nie mogłam zasnąć.- Nie opowiedziała przyjaciołom o jej nocnym spotkaniu z ojcem tlenionej fretki. Nie chciała słuchać ich komentarzy. Zmieniła temat.-Tyle mam do zrobienia w tym tygodniu, że nie wiem za co mam się zabrać najpierw. W środę mam dyżur nocny z Malfoy'em, a w sobotę jest bal i chciałabym, żeby było perfekcyjnie.
-Co wymyśliłaś?-Wtrąciła Ginny.
-Motywem przewodnim będzie, że tak to określę średniowieczna Wenecja. Wiesz... piękne suknie, wymyślne fryzury i przede wszystkim tajemnicze maski.
-Zapowiada się ciekawie-podsumował Harry.
-Jeśli lubisz się w takie coś bawić-burknął Ron.-Myślisz, że chłopakom się spodoba coś takiego? Jakiś głupi bal? Lepszy byłby jakiś pojedynek, czy coś...
Wtem od drzwi do Wielkiej Sali odbił czerwony promień. Do ich uszu doszły jakieś krzyki. Tym razem niebieski promień dosięgnął drzwi. Grono pedagogiczne na czele z samym Dumbledore'm szybko wyszło z Sali, aby sprawdzić, co się dzieje uprzednio nakazując uczniom, by zostali na miejscach. Oczywiście wszyscy wybiegli za nimi.
Gdy wyszli ujrzeli dwóch uczniów ostatniej klasy. Ciemnowłosego Krukona, który miał nienaturalnie powiększone przednie zęby i tlenionego Ślizgona, któremu skórę pokrywały łuski, jak u prawdziwego węża. Obaj, gdy zobaczyli dyrektora natychmiast się uspokoili.
-O co chodzi chłopcy?-Zagadnął ich wesoło, jakby pytał o pogodę. Krukon nie mógł odpowiedzieć, przez swoje olbrzymie zęby, natomiast Ślizgon, gdy tylko otwierał usta słychać było syk. Widząc to starzec odesłał ich z panią Pomfrey do Skrzydła Szpitalnego, a ciekawskich uczniów pogonił na lekcje.
Hermiona zgarnęła swoją torbę i razem z przyjaciółmi poszła na transmutację. Odczuwała dziwną potrzebę sprawdzenia, czy z tlenioną fretką jest wszystko w porządku, ale powstrzymała się od wyrażenia chęci sprawdzenia stanu zdrowia arystokraty.
-Wiecie może, o co im poszło?-Dopytywał się Ron.
-Chciałeś pojedynku to go dostałeś-odparła brązowowłosa. Weasley się skrzywił.
-Pewnie Malfoy'owi nie spodobało się to, że szedł za tym Krukonem do Wielkiej Sali-odparł Harry, ale wcale nie był do tego przekonany.
-Zaspokoję waszą ciekawość-Blaise nagle zmaterializował się obok nich.- Ten Paul z Revenclaw'u opowiadał koledze, że ma zamiar zaprosić ciebie-wskazał Hermionę- na sobotni bal. Draconowi się to nie spodobało.
-A co on ma do tego?-Warknął Ron.
-Och Weasley... wkrótce się dowiesz i raczej nie będziesz zadowolony zważając na twoje maślane oczy do naszej cudownej Gryfonki.
Uśmiechnął się łobuzersko i dołączył do swoich znajomych. Ron był czerwony jak dojrzały pomidor. Harry próbował go uspokoić, ale nie na wiele się to zdało. Dopiero profesor McGonagall. Która wpuściła ich do sali zapanowała nad oburzonym Gryfonem.
Dzisiaj mieli ćwiczyć zaklęcie Reparlfarge, które usuwa skutki błędnej transmutacji i zaklęcie homomorficzne pozwalające przywrócić prawidłową postać człowieka poddanego transmutacji.
Opiekunka Gryffindor'u dobrała ich w pary i połowę z nich transmutowała w całości lub w części w rozmaite stworzenia lub przedmioty. Zadaniem drugiej połowy, było przywrócenie partnera do pierwotnego wyglądu. Hermiona trafiła na Harry'ego, który miał obecnie ręce ośmiornicy i dziób hipogryfa.
Malfoy nie zjawił się do końca lekcji. Po wyczerpujących czterogodzinnych zajęciach zmęczeni uczniowie skierowali swoje kroki na obiad. Wyjątkowo Gryfoni i Ślizgoni nie spierali się między sobą. Wyczerpanie dawało się we znaki. Prawie nikomu nie udało się opanować zaklęć. Niemal zawsze profesor McGonagall musiała sama wszystkich odczarowywać. Podwojone godziny lekcji na ostatnim roku były ciężkie do przeżycia dla uczniów.
-Ale jestem głodny- marudził Ron.
-Chyba wspominałam kiedyś o tasiemcu?-Jego siostra wystawiła mu język.
Jak na zawołanie przed nimi pojawiły się rozmaite potrawy. Wszyscy zabrali się do jedzenia niewiele mówiąc. Hermiona przypomniała sobie o listach, które dostała. Wyciągnęła je z torby i otworzyła pierwszy.
„Kochana Hermiono!
Piszę do Ciebie w ważnej dla Twojego ojca
sprawie. Nalega on na to, byś zgodziła się
zmienić nazwisko. Zapewniałam go, że musisz
sobie wszystko przemyśleć, ale on jest uparty.
Zupełnie jak Ty. William pisał nam, że świetnie
się nim zajmujesz. Bardzo Cię polubił i w listach
opowiada dużo o Tobie. Przemyśl prośbę ojca.
Twoja kochająca matka
Lidia
PS. Wybrałam już pokój dla Ciebie w naszej
posiadłości. Jeśli będziesz chciała możesz
go urządzić tak, jak chcesz.”
-Zabawne-mruknęła tylko i schowała list do koperty. Otworzyła drugi.
„Droga Hermiono!
Powinnam to już zrobić dawno temu, ale jakoś
nie miałam odwagi. Przekonał mnie mój
mąż-Lucjusz, bym do Ciebie napisała.
Chcielibyśmy się z Tobą spotkać. Chcemy
przeprosić za krzywdy, które doznałaś
pod naszym dachem. Pragniemy również
Ci podziękować za pomoc w odnalezieniu Dracona
podczas sławetnej już Bitwy o Hogwart.
Proszę zgódź się.
Narcyza M.”
Zatkało ją. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Cieszyła się, że przyjaciele zajęci są rozmową na temat konserwacji mioteł. Westchnęła. Póki co postanowiła się nie przejmować listami, miała ważniejszą sprawę na głowie, a mianowicie sobotni bal. Musi zwerbować ludzi do pomocy. Miała już nawet pomysł, jak to wszystko zrobić. Oczywiście nie oczekiwała pomocy Malfoy'a. Jeśli łaskawie się mu zechce to jej pomoże. Nie miała zamiaru o nic go prosić.