***
-Hermiono! Co ty robisz?!
-Harry!-Krzyknęła przerażona dziewczyna, ale jego już nie było.
Zapominając kompletnie o Malfoy ’u rzuciła się biegiem za przyjacielem. Widziała jego oddalającą się sylwetkę.
-Harry!-Nic. Zero reakcji.-Harry!-Krzyknęła głośniej. Nic. Nawet nie dał po sobie poznać, że ją usłyszał.-Harry błagam zaczekaj!
Dogoniła go i złapała za rękę. Zatrzymał się, jednak unikał jej wzroku. Spoglądał za okno na mijane krajobrazy. usta miał zaciśnięte.
-Harry proszę porozmawiajmy-zaczęła ostrożnie, a widząc, ze nie zaprzecza pociągnęła go delikatnie w stronę pustego przedziału.
-Dlaczego?-Jego ciche pytanie zabolało ją. W jego głosie nie było żadnych emocji. Przestraszyła się tej obojętności. Nie wiedziała co ma powiedzieć.
Rozejrzała się po przedziale chcą znaleźć inspirację do odpowiedzi, lecz niczego nie znalazła. spojrzała na niego. Jego zielone oczy wierciły dziurę w jej duszy.
-No, bo ja… to znaczy Malfoy…, bo to się zaczęło… Merlinie! Sama nie wiem!-Usiadła i najzwyczajniej w świecie się rozpłakała. Czuła się bezradna. Niby, co ma mu odpowiedzieć? Zwalić winę na tlenioną fretkę nie było trudno... jednak wiedziała, że i ona ma swój własny udział w tym wszystkim.
Poczuła jak chłopak przytula ją i gładzi drżącą ręką jej włosy. Nawet nie zauważyła, jak zaczęła opowiadać mu wszystko to, co powiedziała Ginny. O wszystkim od sławnej Bitwy o Hogwart po dzisiejszy dzień, a co miało związek z arystokratą. Nie widziała jego twarzy, ale czuła jak spinał się ilekroć wspomniała o całowaniu ze Ślizgonem. Wiedziała, że jest mu ciężko tego słuchać zwłaszcza, jeśli ona się mu podoba. Do tego dochodził ten przeklęty list, o którym mu nie wspomniała, a który miał przerażający wpływ na jej dalsze życie, czy jej się to podoba, czy nie. I niedługo wszyscy się o tym dowiedzą, ale jeszcze nie teraz. Nie mogą, bo tylko ona zna prawdę.
-Hermiono-zaczął.-Powinnaś mi od razu powiedzieć. Ja… nie wiem, co mam o tym myśleć. Jestem zaskoczony przyznaję, ale myślałem, że wybierzesz… kogoś innego- zauważyła, że w ostatnim momencie zmienił zakończenie zdania.-Tak szczerze to miałem nadzieję, że może… wybierzesz mnie…
Gryfonka odsunęła się od niego i spojrzała w jego zielone oczy. Zarumienił się i spiął w wyczekiwaniu na jej odpowiedź. Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Nie zaskoczył jej, ale mimo wszystko w głębi ducha liczyła, że znajdzie sobie inny obiekt uczuć. Nie chciała go ranić, ale jeśli nie ukróci tego kiełkującego zalążka uczucia do niej będzie z dnia na dzień jeszcze gorzej. Wierzchem dłoni otarła ostatnie łzy i z delikatnym uśmiechem błądzącym jej na ustach powiedziała:
-Posłuchaj Harry. Ja… kocham cię, jak brata. Jesteś dla mnie wszystkim. Oddałabym swoje życie, aby cię ochronić, ale nic by z tego nie wyszło. Gdybyśmy byli razem… to mogłoby zniszczyć naszą przyjaźń. Spójrz na Rona. Ja już z nim nie wytrzymuję. Nie chcę, by z nami stało się tak samo. Masz już miejsce w moim sercu Harry, ale jako przyjaciel, brat. Wybacz mi, ale nigdy nie pokocham cię w sposób taki, jaki byś chciał.
Spodziewała się ujrzeć w jego oczach rozczarowanie, gniew, frustrację może żal, ale nie zrozumienie. Wolała, aby na nią krzyczał. Jego nieśmiały uśmiech rozjaśnił mu twarz. Westchnął i przytulił się do niej, po czym wstał i już chciał wyjść, ale w ostatniej chwili odwrócił się i powiedział:
-Wiesz... wszystko może się zmienić. Nic nie jest niemożliwe. Ja ciebie kocham, jak siostrę... Chyba…-Pokręcił głową, jakby sam w to nie wierzył.-Co do Malfoy’a ja… nie wiem, co mam o tym myśleć. Uważaj na niego. Nie bez powodu jest w Domu Węża.
-Ale mnie z nim nic nie łączy!
-Uwierz mi, chciałbym, żeby tak było. Nie będę się wtrącał... chwilowo. Pamiętaj jednak, że Ron nie przyjmie tego do wiadomości tak łatwo. Obiecaj mi coś-złapał ją za dłonie i popatrzył głęboko w oczy.-Obiecaj mi, że, jeśli on ci coś robi powiesz mi o tym od razu. Obiecujesz?
-Obiecuję-odparła cicho zrezygnowana. Nie wiedziała, o kogo mu chodziło. O Malfoy’a, czy o Rona? A może o nich obu? Wyglądał tak słodko martwiąc się o nią.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i zostawił ją samą w pustym przedziale. Mimo wszystko czuła się dziwnie szczęśliwa. Harry już wiedział o wszystkim i nie czynił jej wyrzutów. Dorósł. Uśmiechnęła się. Wiedziała, że zawsze mogła na niego liczyć. Czego więc się bała? W końcu był jej przyjacielem. Pozostał jeszcze Ron, ale nim będzie się przejmować później.
Spojrzała na zegarek. Za trzy minuty ma odbyć się spotkanie prefektów. Westchnęła i wstała, machnięciem różdżki doprowadziła się do porządku, po czym udała się do swojego przydziału nie zważając po drodze na mijane osoby.
Rozmyślała nad listem. Będzie musiała porozmawiać z przyjaciółmi. Wyciągnęła z kieszeni kopertę, ale listu w niej nie było. Przerażona nie wiedziała, co ma zrobić. Gdzie był list? Zastanawiała się gorączkowo. Musiał jej wylecieć, ale kiedy i w którym miejscu? Pewnie w jej przedziale… O Merlinie! Przecież tam jest Malfoy!-Pomyślała i pobiegła najszybciej jak mogła modląc się jednocześnie, aby Ślizgon nie znalazł listu.
*****
-Możecie już odejść.
Hermiona była wściekła. Malfoy nie zjawił się na spotkaniu i musiała sama wszystko przedstawić prefektom. Co on sobie właściwie wyobraża? Że będzie za niego wszystko robiła? Jeśli tak to srogo się pomylił. Ona nie da się wykorzystywać.
Wyciągnęła kopertę z kieszeni. Ucieszyła się, gdy wróciła do przedziału i znalazła list na ziemi. Pospiesznie schowała go do jednej z książek leżących na jej siedzeniu i schowała do kufra. Gdy prefekci opuścili jej przedział wyciągnęła swoją czarną szatę i przebrała się w toalecie. Odłożywszy rzeczy rozsiadła się wygodnie i zatopiła w lekturze.
Po jakimś czasie drzwi przedziału otworzyły się i pojawił się Malfoy z cynicznym uśmiechem na ustach. Nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Jednakże coraz ciężej jej było skupić się na literkach, które zaczęły nie posiadać żadnego sensu. Chłopak usiadł naprzeciwko niej bacznie śledząc każdy jej ruch. W oczach tańczyły mu wesołe iskierki, a na ustach błądził uśmiech. Poirytowana dziewczyna odłożyła w końcu książkę i spojrzała na niego wyzywająco.
-Co się tak gapisz?-Spytała kąśliwie.
-Po to mam oczy-odparł spokojnie.-Nie ciekawi cię, dlaczego nie było mnie na spotkaniu?
-Wyobraź sobie, że nie-chłodne spojrzenie jej oczu podziałało na niego, jak kubek zimnej wody. Coś było nie w porządku. Powinna na niego nawrzeszczeć, a tym czasem siedziała spokojnie i patrzyła na niego tymi swoimi zielonymi oczami. Dostał gęsiej skórki. Nagle Gryfonka wstała i wyszła z przedziału.
-Dokąd idziesz?-Zdążył zawołać za nią nim ugryzł się w język.
-Tam, gdzie nie ma ciebie-zabolało go.
Nie zdążył jednak nic zrobić, ponieważ zatrzasnęła za sobą drzwi. Westchnął. Co się z nim działo? Chciał, aby na niego nawrzeszczała. Wyglądała wtedy tak pociągająco, gdy się złościła… STOP! Draco uspokój się! Nie powinieneś tak myśleć o Granger! Upomniał sam siebie. Jednak ciężko mu było nie myśleć o niej, gdy była w pobliżu. A ten dzisiejszy pocałunek umocnił go w przekonaniu, że ona również coś do niego czuła. Zdobędę ja-postanowił. A co Malfoy’owie sobie postanowią to dopną swego, choćby mieli po trupach dotrzeć do celu. Plan miał gotowy, pora go zrealizować.
*****
-William Dark-głos profesor McGonagall rozniósł się po Wielkiej Sali.
Chłopiec wyłonił się z tłumu pierwszoklasistów i usiadł na stołku, a nauczycielka Transmutacji włożyła mu na głowę Tiarę Przydziału. Widać było z daleka, jaki był spięty w oczekiwaniu na decyzję magicznego kapelusza. Po chwili Tiara krzyknęła:
-Slytherin!
Uczniowie przy stole węża wznieśli radosne okrzyki. Młody uczeń z niepewną minął podszedł do stolika i usiadł koło Malfoy’a, który zaraz zajął go cichą rozmową. Niebieskie tęczówki odnalazły zielone oczy Gryfonki. Hermiona nie byłą zadowolona z faktu, że jej osobisty podopieczny nie jest w jej Domu. Oznaczało to więcej komplikacji w pilnowaniu go. Westchnęła. Będzie potrzebowała pomocy tlenionego Ślizgona.
Uśmiechnęła się delikatnie do chłopca, a ten odpowiedział tym samym, po czym pogrążył się w rozmowie z arystokratą. Jak można być zazdrosnym o podopiecznego? Widocznie można. Nie mogła się doczekać końca Uczty. Czekało ją już tylko spotkanie w gabinecie dyrektora. Zastanowiła się. Po co kazał zjawić się jej i Malfoy’owi w swoim gabinecie? Czyżby czegoś nie dopatrzyli? Nie zdziwiłaby się.
-Nim zaczniemy naszą wspaniałą ucztę pragnę przypomnieć, że wciąż obowiązuje zakaz wchodzenia do Zakazanego Lasu. Pan Filch prosił mnie bym przypomniał, że wejście na piętra szóste, siódme i ósme jest surowo zabronione. Ministerstwo przysłało nam aurorów, aby dbali o bezpieczeństwo. Nigdy nie wiadomo, co się kryje w najgłębszych zakamarkach starego zamczyska. Ale teraz nie marnujmy czasu na moją gadaninę. Pora na ucztę! - To powiedziawszy dyrektor klasnął w dłonie i na czterech stołach pojawiły się najwspanialsze potrawy.
Wszyscy ze smakiem się zajadali. Hermiona udawała, że słucha Harry'ego i Rona rozmawiających o dodatkowych środkach bezpieczeństwa. Niemal całą swą uwagę skupiła na ciemnowłosym chłopcu, który zawzięcie o czymś opowiadał i co chwilę zerkał w jej kierunku. Malfoy'owi najwyraźniej się to podobało, bo spoglądał na Gryfonkę z wyższością. Prychnęła cicho i wróciła do jedzenia szturchając przy okazji Neville'a, który stłukł talerz wywołując salwy śmiechu.
*****
-Usiądźcie.
Gestem wskazał im wygodne krzesła. Usiedli posłusznie. Gryfonka patrzyła uparcie na dyrektora nie zwracając uwagi na wlepiony w nią wzrok Ślizgona. Nie umknął jej delikatny uśmiech Dumbledore’a. Już chciała się go zapytać, co mu chodzi po głowie, ale w ostatniej sekundzie się powstrzymała.
-Mam dla was zadanie, które jako Prefekci Naczelni myślę, że wykonacie znakomicie. Jak już wspominałem, co nieco na uczcie, po bitwie Ministerstwu nie udało się wyłapać wszystkich Śmierciożerców, więc przysłało nam aurorów. Będą oni patrolować korytarze zamku. Chciałbym, abyście razem również patrolowali te korytarze.
Hermiona była przerażona perspektywą przebywania dodatkowych godzin sam na sam z Malfoy’em. Z kolei ten drugi był bardzo zadowolony i nie krył się z tym. Kilka godzin więcej na dokuczanie Pannie-Ja-Wiem-Wszystko wywoływało uśmiech na jego twarzy.
-Panie profesorze, w tym mamy ważne egzaminy… musimy się przygotować do owutemów-dziewczyna nie kryła swojego oburzenia. Jednak starzec uciszył ją jednym spojrzeniem niebieskich tęczówek spod okularów-połówek.
-Panno Granger sądzę, że oboje zdacie znakomicie. Nie widzę żadnego problemu, abyście patrolowali razem korytarze. Niestety dziś przypada wam pierwsza warta. Przyjemnej nocy-uśmiechnął się do nich i gestem wskazał na drzwi dając im do zrozumienia, aby sobie poszli.
Pożegnali się i opuścili gabinet dyrektora. Hermiona, czym prędzej zbiegła po schodach i ruszyła w kierunku swojego dormitorium. Wszystko się w niej gotowało. Dlaczego dyrektor cały czas dawał jej zadania, które musiała wykonywać z pyszałkowatym Ślizgonem? Czyżby za bardzo wziął sobie do serca "zjednanie młodych członków Zakonu"? Żałosne. Jedyne na o miała ochotę to to, aby zetrzeć uśmiech z twarzy tej tlenionej fretki.
Nagle poczuła szarpnięcie za rękę. Draco przyciągnął ją do siebie jednym pewnym ruchem i uniemożliwił jej ucieczkę od niego. Jego czarujący uśmiech gwiazdy filmowej nie wpływał uspokajająco na jej skołatane serce, które próbowało uciec z jej piersi niczym koliber zamknięty w małej złotej klatce. Spojrzała w te jego stalowoszare tęczówki i od razu tego pożałowała. Nie mogła oderwać od nich wzroku.
-Puść mnie-powiedziała cicho, aczkolwiek stanowczo.
-Niby, dlaczego miałbym cię posłuchać?-Mruknął uwodzicielsko zmniejszając diametralnie odległość pomiędzy nimi tak, że teraz stykali się ciałami. Dziewczyna poczuła, że się rumieni. Ślizgon ucieszył się w duchu z jej reakcji. Na to właśnie liczył.-Wolałbym trzymać cię w ramionach i sprawić, że nie będziesz się chciała ode mnie uwolnić…-uwodzicielski głos działał na nią wywołując dziwne dreszcze. Jego oddech owioną jej twarz sprawiając, że coś ją zakłuło w podbrzuszu. Gorąco rozlewało się powoli po całym jej ciele.
-Puść mnie, albo pożałujesz-zagroziła, ale im dłużej tkwiła w jego ramionach tym szybciej traciła kontrolę nad swoim umysłem i ciałem.
-Nie mogę się doczekać-odparł namiętnie ją całując.
Odepchnęła go od siebie po chwili i wymierzyła policzek. Spojrzał na nią zaskoczony.
-Nie waż się mnie więcej całować-cedziła każde słowo.
Całą postawą emanowała chłodem. W głębi duszy czuła, że pragnęła dotyku Ślizgona, jednak wiedziała, że to się źle skończy. Nie chciała dawać sobie złudnej nadziei. Zrobił krok w jej stronę i przycisnął do ściany.
-To jeszcze nie koniec Granger-syknął.-Gra się dopiero zaczęła.
-Czy ja wam, aby nie przeszkadzam?
Nie wiem czy Ci wspominałam, że masz bardzo brzydki zwyczaj przerywania w najmniej odpowiednim momencie?! Nie lubię Cię ;*
OdpowiedzUsuń